[4]

2 posters

Go down

[4] Empty [4]

Pisanie by Lydia Murphy Pon 13 Mar 2023, 09:10

[4] 410
Po przekroczeniu progu wchodzi się bezpośrednio do salonu tego dwupokojowego mieszkania, idealnego dla jednej osoby.
Dość minimalistyczny wystrój całe ciepło i przytulność czerpie z ciepłych odcieni drewna, miękkich dywanów i licznych roślin.
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Sro 15 Mar 2023, 21:14

Wiedział, że to, co między nimi się właśnie wykreowało było... Inne. Nie umiałby lub prędzej nie chciałby tego nazywać, ale jej spojrzenie elektryzowało go od środka, a rozchylanie minimalnie wargi sprawiały, że był na skraju swojego wewnętrznego teatru. Był naprawdę blisko ugięcia się i zaakceptowania planu, jaki mu zaprezentowała. Mógł to zrobić. Wziąć ją w ręce i spić ostatni łyk drinka z jej ust, wychodząc z nią tylnymi drzwiami. Agresywnie pchnąć na ścianę przy starych kufrach i krzywym kocie, który widział niejedno. Doprowadzić ją na skraj ostatecznego spełnienia, tak żeby dech zaparło jej w piersi, a w końcu zrobić to, czego tak bardzo teraz chciała. I on. Potrząsnął raptownie głową, wybijając się z zamyślenia. Przecież to nie jest typ kobiety, której powiedziałby ruchamy się czy co. Pozorów żadne z nich nie lubiło, ale on wolał kosztować każdej zdobyczy. Czy była drapieżnikiem czy nie.
Mruknął gardłowo w odpowiedzi na jej pociągłe spojrzenie. Dobra była, oj zdecydowanie tak. Conrad czuł się wprawdzie pewnie, ale coś, co właśnie mu zaczęło kiełkować w głowie było niebezpieczne dla ich obojga. To nie byłby dobry plan... Zamknij się, Sharp. Nie wolno Ci. Zagryzł swoją dolną wargę mocniej, niż chciał, żeby się nieco ocucić z poważnego skupienia na pannie Murphy. Jeśli ktoś by ktoś rzucił w eter komentarz, że za dziesięć lat młody Sharpie będzie myślał w takich a nie innych kategoriach o dziewczynie, która teraz już jako kobieta siedziała przed nim, wyśmiałby to. Fakt, lubił ją na swój sposób w szkole, chociaż ona go nie znosiła, ale dalekie to było do podkochiwania się w niej. To, co teraz się działo... To co innego.
Zerknął przelotnie na swoją pustą już szklankę, ale skoro tak a nie inaczej kategorycznie odcięła się od tematyki romansu w pracy, skinął jej nieznacznie głową. On nie wiedział teraz czego chciał, ale zdawał sobie sprawy z tego, że chętnie zgubiłby się kilka razy z nią w Ministerstwie Magii. Czy by tego sobie życzyła... Czy może jednak nieco opornie prosiła... Cmoknął z zadowoleniem i pozwolił jej na coś, czego nie robił często, szczególnie przy kimś, z kim miał pracować. Jego oklumencja była brutalnie dobra, ale czego się nie chce zafundować komuś, kogo teraz chciało się zobaczyć w negliżu. Sharp postawił sobie poważne zadanie, żeby Lydia była fundamentalnie zadowolona z ich spotkania. I nie spocznie, póki nie będzie to miało miejsca. Te wizje miały ją delikatnie nakierować na stopień jego pożądania... I biorąc pod uwagę, jak zmieniały się klarownie jej tęczówki, trafił na wspólny grunt. Podniósł się, gdy ona kończyła drinka, a zarzuciwszy na siebie kurtkę, dał jej rękę i puf...


Teleportowali się pod drzwi jej mieszkania i choć przez kilka sekund Conrad był jeszcze świadomy tego, że właśnie wchodzi do bardzo nieodwracalnego miejsca w kontakcie z Lydią, nie kwapił się hamować. Nie spotkał nikogo takiego, jak ona, a to, jak pożerała go wzrokiem było zdecydowanie niewystarczające. Chciał więcej. To, co miał teraz nie było ok. Nienachalnie, ale pewnie, przysunął się do niej tak, żeby cofnęła się o krok, który był do ściany. Bez słowa pochylił nad jej wargami, nie uśmiechając się ani minimalnie. Przesunął pożądliwym spojrzeniem po jej perfekcyjnie skrojonych ustach, marszcząc brwi. Zaczynało drażnić go to, jak na niego działała. I że robiła to wszystko, jakby jej nie zależało na niczym kompletnie. Mruknął gardłowo, skubiąc subtelnie jej skórę na policzku, kącie żuchwy, a zaraz i szyi. Kontrastowo dla swojej mimiki, starał się jeszcze powstrzymać przed własnymi demonami oraz narastającym podnieceniem. Uderzył otwartą lewicą w ścianę obok jej głowy tuż przed tym, jak musnął ostatni raz zagłębienie przy jej szyi. Trącił końcem nosa jej podbródek i gdy tylko zerknął w jej czekoladowe tęczówki, wpił się z pasją w jej wargi. Całował ją niespiesznie, ale z wyraźną potrzebą namiętnej bliskości. To nie było delikatnie mizianie. To było smakowanie jej tak, jakby zaraz miała mu uciec. Jakby była eteryczna albo nie wierzył w to, że miał ją na całą noc. Lydia nie raz i nie dwa kiedyś mu uciekała, chociaż nie w takiej sytuacji i nie z podkulonym ogonem. Teraz Sharp chciał, żeby z jej gardła wydobywały się jęki zadowolenia i prośby o więcej. Jego prawa ręka bezpardonowo przesunęła się po jej brzuchu do lewej piersi, potem łukiem żeber na te cholernie zgrabne plecy. Pociągnął nieznacznie palcami materiał sukienki, którą miała na sobie. - Jeśli chcesz, żebym nie wchodził do tego mieszkania... - Odsunął się na centymetry od jej twarzy i mętnym wzrokiem omiótł jej perfekcyjne brwi, zgrabny nos. - To masz ostatnią szansę, żeby mi to powiedzieć. - Gentleman się znalazł. Nim jednak odpowiedziała mu, zębami sięgnął do linii jej żuchwy. Pociągnął zaczepnie za fałdkę skóry, mamrocząc. - Szlag, będę o Tobie fantazjował do pierdolonej śmierci. - Zdradził się, biedaczek, ale nie to było mu obecnie w głowie, żeby bawić się w konwenanse. Czas się przemieścić dalej, bo jebana ściana była nieodpowiednim tłem dla tego, co chciał jej zrobić. Pchnął ją w stronę drzwi, warkotem zaznaczając, że robi to obrzydliwie wbrew swojej woli. Zagryzł swoją dolną wargę i uderzywszy czołem w pięść, którą teraz zaciskał z lewej dłoni, spojrzał w bok na ciemnowłosą wiedźmę. Jego wiedźmę. Chociaż na jedną noc...
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Czw 16 Mar 2023, 18:51

Teleportację łączną do swojego mieszkania miała opanowaną do perfekcji, ale pierwszy raz zawahała się widząc znajome drzwi z numerem 4. Zanim jeszcze cokolwiek się zaczęło, ona wiedziała że kiedy nastąpi koniec to nie będzie w stanie o nim zapomnieć tak łatwo, o ile w ogóle. Nie miała wątpliwości co do tego że koniec będzie musiał nastąpić, nie była kobietą z którą Sharp wiązałby swoją przyszłość, a praca była zbyt ważna by ją ryzykować dla mężczyzny który prędzej czy później opamięta się i znajdzie bardziej odpowiednią kandydatkę. Mieli jednak tą jedną noc i zanim nawet rzuciła propozycję, oboje czuli że są straceni. Krok do tyłu który wykonała by oprzeć się o ścianę był tym ostatnim dzielącym ją od przepaści i choć miała świadomość że właśnie podpisała cyrograf, umowę na wyłączność na niemal pewne cierpienie, smakowało to tak słodko. Drżała lekko czekając na ten pierwszy dotyk, ich ciężkie oddechy splatały się w chaotycznym tańcu będąc jedynym co dzieliło ich usta od siebie. Gardłowe warknięcie wywołało na jej twarzy lekki uśmiech i z pozornym spokojem odchyliła głowę dając mu lepszy dostęp do eksploracji. Równocześnie jej dłonie znalazłwszy jego własne przesuwały się powoli w górę, po przedramionach, ramionach, by w końcu znaleźć się płasko na szerokiej klatce piersiowej czując bicie serca w opuszkach palców. Nie była delikatna, nie leżało to w jej naturze, ale odpowiadała na nawet najmniejszy jego ruch od razu, z zadziwiającą naturalnością odnajdując się w rękach Conrada, choć przecież nigdy tak naprawdę się nie dotknęli. W jego oczach zobaczyła odbicie własnej potrzeby, poczuła to także w jego pocałunkach, odpowiadając im z tą samą desperacją i świadomością, że to ich jedyna szansa, która nie ma prawa się powtórzyć. Jedna z jej dłoni przesunęła się w górę sięgając do karku, druga spoczęła na policzku odkrywając kształt jego szczęki i dotyk drobnych włosków które porastały jego brodę.
Szlag, będę o Tobie fantazjował do pierdolonej śmierci
- Szlag by to, ale prawdopodobnie nigdy o Tobie nie zapomnę, Sharp - odpowiedziała niemal bezgłośnie, ukrywając swoje zakłopotanie poprzez wyjęcie kluczy i wsunięcie ich do zamka.
Otworzyła drzwi i odwróciwszy się znowu w jego stronę tyłem weszła do swojego mieszkania, po drodze zdejmując buty i odrzucając kurtkę na bok. Ukrywając niepewność za kuszącym, zuchwałym uśmiechem wprowadziła go za rękę do ciemnego salonu, ale nie miała wystarczająco cierpliwości i zanim nawet zdążył się porządnie rozejrzeć został przyciągnięty do kolejnego pocałunku, nieco mocniejszego niż ten pierwszy. Jej dłonie zaciśnięte na materiale jego koszulki, oderwała na moment usta i zatopiwszy spojrzenie swoich ciemnych oczu w jego jasnych i przejrzystych, cofała się powoli dopóki jej plecy nie trafiły znów na ścianę. Choć poddawała się prowadzeniu Sharpa, nawet przez chwilę nie mogło podlegać wątpliwości że byli sobie równi, choć zamiast walki o dominację jak na razie prowadzili zgodną współpracę. Nie rozłączając ich spojrzeń zsunęła jego kurtkę z ramion i odrzuciła ją do tyłu, powoli odkrywając kolejne warstwy i uzyskując lepszy dostęp do ciepłej skóry mężczyzny. Ponownie przyciągnęła go do siebie, a łączący ich pocałunek miał w sobie odbicie jej rosnącej niecierpliwości i potrzeby posiadania go całego. Z jednej strony mieli całą noc, ale coraz mocniej doskwierało jej że tylko jedną. Już za kilka godzin miała obowiązek wpuścić spowrotem rozsądek do głosu i chociaż podjąć próbę zapomnienia o dotyku jego rąk, smaku ust, zapachu skóry i spojrzenia które było w stanie pobudzić jej wyobraźnię jeszcze na korytarzu Ministerstwa. O ile była pewną siebie hazardzistką jeśli chodziło o ciało, o tyle tym razem przedmiotem zakładu wydawało się coś więcej, czego nie wzięła pod uwagę w swoich pierwotnych spekulacjach. Aktualnie była jednak zbyt skupiona na Conradzie, jej myśli wypełnione tylko jego osobą i odbiorem bodźców które dostarczał. Nie była w stanie się wycofać i zamierzała wykorzystać każdą dostępną minutę, zanim ta noc się skończy i zabierze ze sobą to uczucie przynależenia do kogoś tak właściwego, wręcz idealnego dla niej.
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Czw 16 Mar 2023, 22:34

JUŻ ZACZYNAJĄ PODOBNIE GADAĆ Laughing NIE TO W OGÓLE NIE WYGLĄDA, JAKBY SIĘ KRĘCIŁY ROMANSE BAJERY.

To nie zapominaj, Murphy. Kosztuj ile chcesz. Kiedy chcesz...
Jakim sposobem dwie osoby mogą tak nagle znaleźć się w sytuacji bez wyjścia? Przecież byli tacy inteligentni. Majętni. Ba, karierowicze godni posad, które mieli. A jednak walka z własnymi żądzami i tym, jak na siebie działali była kompletnie bezsensowna. Znaleźli siebie nawzajem jednocześnie w najlepszym i najgorszym momencie swojego życia. Sharp za żadne skarby Gringotta nie przyzna się nikomu do tego, że już ubolewał gdzieś w środku, że innej... Nie. Że takiej samej nie znajdzie już nigdy. To go przytłoczyło tak mocno, jak nigdy żadne uczucie. Na Salazara, on kpił z miłości od pierwszego wejrzenia. Na pewno mu przejdzie! Trzeba tylko teraz... Przeżyć. Ale zbliżenie się do niej było jednocześnie tak przyjemnie pewne i wygodne. Niemalże czuł w palcach, że dobrze by mu było z nią. Znajdziesz taką, jak ona. Znajdziesz.
Ruszył tuż za nią. Nie spytał czy może wejść, bo uznał, że powiedziałaby mu, gdyby miał się zatrzymać. Albo cofnąć. Zamknął drzwi za sobą, przekluczył zamek i zsunął ze stóp buty. Tyle mógł zrobić, bo już kierowała go tam, gdzie chciała. Pewnie dobrym pomysłem byłoby rozejrzenie się, ale nie miał na to czasu. Sycił się widokiem jej obłędnych ust i tego, jak się uśmiechała do niego. Czy to grzech, że chciał ten uśmiech widzieć znów? Kolejny raz. I ponownie. Jeszcze raz. Dobrze, że go do siebie przyciągnęła, bo choć nie stał spetryfikowany, o mały włos westchnąłby z zauroczeniem. A tak przynajmniej udało się mu utrzymać twarz w tym wspólnym tańcu. Z zadowoleniem odpowiadał na pieszczoty jej warg, nie krępując się kompletnie tego, że było tu ciemno. Jemu było wszystko jedno, chociaż wolałby jednak widzieć ją w świetle. Ale ciemność dodaje pożądaniu pewnego narkotyzmu. I teraz Sharp czerpał z tej mocy, ile tylko mógł. Czuł jej mocny chwyt na koszulce. Jakkolwiek by to nie brzmiało, podnieciło go to, że ma przed sobą godnego "przeciwnika", a właściwie to grającą na tym samym poziomie kobietę. Współpraca. O to właśnie chodziło. Piękno docierania się dwóch silnych jednostek to ta unia, która formowała się między nimi nieubłagalnie. Ale nie to było teraz w głowie ciemnowłosego maga.
Zdjęła z niego kurtkę, a on przez moment tonął w jej tęczówkach. Widział te kurwiki, mieszające się z ciepłotą, jaką mu przekazywała. Uczuciem, nawet jeśli chwilowym. Kilkugodzinnym. Ulotnym. Powiedzieli sobie przecież, że to na tę jedną noc. A on czuł, że kłamali, choć jako aurorzy nie powinni, nie sobie. Objął ją jedną ręką w talii, napierając teraz jej ciałem na swoje własne. Naciskał na jej usta, mrucząc kilka razy w międzyczasie. Nie mógł się powstrzymać by palcami wolnej ręki przesunąć po jej biodrze i obłapić w silnym chwycie krągły pośladek. Warknął z zadowoleniem i jeśli spojrzała na niego przelotnie, uśmiechał się jeszcze z zadowoleniem pod nosem. Przyciągnął jej miednicę do swojego krocza i zdecydowanie mogła poczuć, że wywierała na nim piorunujące wrażenie. Coś mówił o znalezieniu takiej samej wiedźmy, prawda? Nie znajdziesz, kretynie...
la la la land:
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Pią 17 Mar 2023, 12:10

Bardzo La La ten Land:
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Pią 17 Mar 2023, 17:41

wiedźmą jesteś:
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Sob 18 Mar 2023, 08:11

jego wiedźmą:
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Sob 18 Mar 2023, 20:14

szlag, mógłbym.:
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Wto 21 Mar 2023, 16:22

uparta bestia:
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Sro 22 Mar 2023, 21:47

bezkonkurencyjna koleżanka z pracy:
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Czw 23 Mar 2023, 22:40

zbyt łatwo:
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Sob 25 Mar 2023, 07:14

pieprzona czekolada:
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Sob 25 Mar 2023, 19:41

bramka numer trzy:
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Sob 25 Mar 2023, 23:26

warknął zachęcająco:

Rano obudził się pierwszy. Spojrzał ze skosu na ciemnowłosą wiedźmę, która leżała przy jego boku, przytulona nieznacznie do jego ciała. Oboje byli przykryci lekko kołdrą. I jak on ma ją obudzić? Jak on ma wyjść? Przecież to nieludzkie, żeby taką niecną anielicę wytrącać z cudnego snu... Przesunął palcami po jej policzku, odsuwając kilka zbłąkanych pasm ciemnych włosów. Drgnął mu lekko kąt ust i spojrzał w sufit, nie wiedząc, co powinien zrobić, choć dzień wcześniej pewnie przytaknęli sobie na to, że na nocnej orgii się kończy.
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Nie 26 Mar 2023, 10:14

utracona kontrola:

Zaczęła się powoli rozbudzać czując dotyk znajomych palców na policzku, nie dała jednak po sobie poznać że odzyskuje świadomość. Chciała przeciągnąć ten moment jeszcze przez kilka minut, w czasie których mogła udawać, że wcale nie jest sobą i kiedy otworzy oczy będzie mogła go pocałować, wtulić się w jego ramiona i wrócić do nich każdego kolejnego dnia. Mogła udawać że jest materiałem na związek, na żonę i na matkę. Że jest kobietą której podstawowym językiem nie jest obnażanie czyichś słabości i wytykanie ich bez litości, że nigdy nie zapomni o spędzaniu czasu razem z powodu pracy, że nie rzuci się w niebezpieczeństwo bez nawet jednej myśli o tym że on na nią czeka. Że nie zagrażałaby swojej karierze gdyby ktoś się dowiedział o ich relacji. Że jest kimś kogo przedstawia się matce nie ze złośliwości tylko z dumą i pewnością że zostanie zaakceptowana. Że nie jest pokryta dosłownymi bliznami w tym samym stopniu, o ile nie mniejszym niż emocjonalnymi. Przez kolejne dwie czy trzy minuty pozwoliła sobie na wyobrażenie życia razem, które mogliby mieć gdyby nie była sobą. Wyglądało obco, ale wiedziała że to takiej kobiety Conrad powinien chcieć i potrzebować. Byli skazani na porażkę i nawet jeśli nie teraz, prędzej czy później któreś z nich by było zranione. Czy ona, widząc że jest dokładnie tym czego się od niego nie oczekuje i obserwując jak musi każdego dnia sobie z tym radzić, akceptując że już nigdy nie będzie w oczach innych aurorką która zapracowała na swoje osiągnięcia, po prostu stając się "kobietą Sharpa". Czy on, przyzwyczajając się do jej wiecznej nieobecności, złośliwości, uginając się pod ciężarem oczekiwań rodziny i społeczeństwa liczących na kolejną idealną parę Sharpów wydających na świat kolejne idealne dzieci. Pojedyncza łza spłynęła z jej oka wsiąkając w materiał poduszki i zorientowawszy się że nie może zbyt długo pozostać w tym stanie, otworzyła oczy by zobaczyć z ulgą że Conrad akurat nie patrzy w jej stronę. Jeszcze przez kilka oddechów przyglądała się jego twarzy chcąc zapisać ten obraz w pamięci, jej oczy pełne czułości ale też bólu. W końcu podniosła się do pozycji siedzącej, nagimi plecami zwrócona do niego i jak za dotknięciem magii, jej maska była na miejscu. To samo chłodne spojrzenie i neutralny wyraz twarzy który widział pierwszych chwilach w Ministerstwie. Wstała, nie do końca pewna czy faktycznie czuje swoje nogi i podchodząc do szafy wyjęła z niej świeżą bieliznę i ubrania, przed wejściem do łazienki obróciła się jeszcze w jego stronę.
- Zostawię dla Ciebie w łazience szczoteczkę i ręcznik - jej ochrypnięty głos przywoływał na myśl wspomnienia minionej nocy, ale jej twarz pozostała obojętna, było jej wystarczająco trudno - W kuchni mam mugolski ekspres do kawy, nie wiem czy umiesz taki obsługiwać - uparcie skupiała się na trywialnych tematach - Jeśli nie, poczekaj po prostu to zrobię kawę dla nas obojga. Lodówka niestety jest pusta - nacisk w jej klatce utrudniał oddychanie, gdyby nie oparła dłoni o framugę to widziałby jak się trzęsą. Niepewna czy faktycznie umie to zrobić, odciąć się od niego kiedy tak właściwie wyglądał leżąc w jej łóżku w promieniach porannego słońca, kiwnęła po prostu głową i poszła do łazienki wziąć zimny prysznic licząc że przyniesie to też rozjaśnienie umysłu.
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Nie 26 Mar 2023, 20:26

Powinien... On sam nie wiedział, co chciał, a co dopiero, gdy ktoś ma decydować za niego. Stawiał się matki wyobrażeniom, więc zapewne postawiłby się każdym, które by wykluczały jej obecność w jego życiu. Zdecydował już gdzieś w środku, że życie kawalerskie jest mu pisane i będzie się nim napawać, bo żadna kobieta nie będzie panną Murphy. I trudno, pewnie kolejnej doby będzie musiał usilnie próbować zapomnieć o tym, jak wygina się pod jego palcami czy stęka jego imię w następnym uniesieniu. Pewnie będzie zmuszony obrzydzać sobie zapach jej szyi, smak jej ust, grawer jej palców na jego szyi. I uda mu się kiedyś. Z trudem. Z ognistą whisky. Może innymi czarownicami, o których zapomni szybciej, niż o tym by włożyć worek na śmieci do kosza. Bo o niej nie da się zapomnieć. A o innych owszem.
Z myślą przewodni, że jest teraz skazany na emocjonalną, życiową porażkę, skierował swoje jasne tęczówki na budzącą się w jego odbiorze Lydie. Nie czuł się na tyle silny by jej dotknąć, gdy na początku nawet na niego nie spojrzała po wspólnie spędzonej nocy. Zerknął po jej plecach, zaciskając przez moment usta by jednak nie wybuchnąć kontynuacją emocji z wczoraj. Nie mógł jej tego zrobić jednak. Zacząć od wyrzutów, że tak szybko go wybiła sobie z głowy. Tak przecież miało być. Tak uzgodnili i dziś winni być przykładnymi pracownikami Ministerstwa Magii. I on ruszył się z miejsca, choć początkowo miał zamiar obudzić ją słodkim muśnięciem w skroń, świeżą kawą. Teraz poczuł się jednak, jak obcy jej człowiek. W końcu nim był, prawda? Nie znali się, a szkolna znajomość to nic w porównaniu do lat, które jednak spędzili osobno. Nie powinien był tak intensywnie chłonąć ciepła jej ciała. Przesunął w ciszy palcami po miejsce, które przed paroma sekundami zajmowała. Ciepło. Wspomnienie wczorajszej nocy. Pokręcił głową, chwilę rozważając nad tym, czy to był może jednak błąd. Tak oschłej i neutralnej się jej jednak nie spodziewał. I bolało go i to, co mu prezentowała i to, jak na nią reagował. A tego bólu odrzucenia już dawno nie czuł.
Wstał i skierował swoje kroki do sofy, gdzie zostały jego bokserki. Wsunął je na siebie w milczeniu, zerkając pod koniec w jej stronę, gdy chowała się w łazience. Nie odezwał się słowem. Czuł się tak, jakby jej usta były jedynym elementem, który mógłby dać mu ukojenie, sposobność mówienia i oddychania bezproblemowego. Rozchylił wargi i zmarszczywszy z niezadowoleniem brwi, skupił się na tym, na czym mógł. Ona się wykąpała, on ubrał w pełni.
Gdy wyszła z łazienki, stał w kuchni i dwa kubki świeżej kawy stały, zdradzając ciepłotę delikatną mgiełką. Poradził sobie z mugolskim sprzętem. Ale tylko z tym. Spoglądał na coś za oknem, mając założone na klatce ręce i nietęgą minę. Nie wiadomo było do końca czy był zły, a może jedynie zmęczony ich nocnym brykaniem. Westchnął przeciągle, a spojrzawszy w bok, gdy usłyszał najmniejszy dźwięk, spojrzał na nią. I teraz było widać. Zraniony. Tak łatwo.
- Nie będę Ci przeszkadzał. Zobaczymy się w pracy. - Łypnął na kubek, a po chwili ruszył się w stronę drzwi.
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Nie 26 Mar 2023, 22:06

Trzęsła się pod strumieniem zimnej wody, jakby miała nadzieję że w ten sposób zmyje z siebie poczucie winy, że w jakiś sposób jej serce stanie się równie zlodowaciałe zamiast atakować ją przeszywającym bólem. Oparła się dłońmi o ścianę i oddychała płytko, jej klatka piersiowa unosząca się spazmatycznie, gardło zaciśnięte. Czuła się jak najgorsza szmata traktując go w ten sposób, ale wiedziała że musi się pozbierać, inaczej wyjdzie z tej łazienki wykonując kompletną odwrotność swojego planu. Musiała zignorować swoje uczucia, nieważne jak silne bo rozumiała że Conrad zasługuje na więcej niż kiedykolwiek będzie w stanie mu dać. Zapewne była głupia, gdyby potrafiła być bardziej samolubna to nawet nie przyszłoby jej do głowy zrobienie czegoś takiego. Jeszcze dwa dni temu nie brała nawet pod uwagę że kiedykolwiek spotka kogoś odpowiedniego, a teraz robiła wszystko żeby go odrzucić. Idiotka.
Gdy wyłoniła się z łazienki, wciąż z mokrymi włosami, w prostych czarnych spodniach i miękkim granatowym swetrze zsuwającym się z jednego z jej ramion, wyglądała na kruchą i delikatną, choć jej twarz była chłodna, zdeterminowana. Woń kawy roznosiła się po mieszkaniu, a podążając za nią do kuchni zauważyła że jego ubrania zniknęły, swoje własne zebrała z podłogi i rzuciła na kanapę. Obojętne jak usilnie się okłamywała, ledwo była w stanie utrzymać rezon, w głębi duszy mając nadzieję że Sharp przejrzy jej maskę tak jak był w stanie to zrobić wcześniej i przerwie tą farsę, zmuszając ją do przyznania prawdy. Jej serce i każda komórka ciała wyrywały się by wśliznąć się w jego objęcia i zawłaszczyć go do końca. Była rozdzierana na dwoje i jedynie lata podążania za rozumiem sprawiały że faktycznie trzymała się ich wcześniejszych ustaleń. Wchodząc w jego zasięg wzroku wstrzymała oddech przygotowana na konfrontację, na którykolwiek ze scenariuszy które przepracowała w swojej głowie oprócz jednego. Tym co pozwalało jej ukryć uczucia i potraktować go w tak chłodny sposób było powtarzane w kółko kłamstwo, że to tylko ona będzie zraniona, przecież to nie było możliwe żeby i on to czuł po jednej nocy. Nie była gotowa na ból który zobaczyła w jego oczach, aż cofnęła się o krok, porażona tym co zrobiła. Zanim zdołała cokolwiek z siebie wydobyć on był już przy drzwiach.
- Conrad... - wyszeptała, możliwe że nawet niesłyszalnie dla niego, gubiąc na moment maskę, jej własne emocje odbite w oczach. Gdyby tylko spojrzał na nią w tym momencie, zanim jak prawdziwa mistrzyni znów wmówiła sobie kolejne kłamstwo: Tak będzie lepiej. Zamiast pobiec za nim i przeprosić pochyliła głowę, powtarzając za nim ochryple:
- Zobaczymy się w pracy - gdy zamknął za sobą drzwi, ona podeszła do nich, kładąc dłoń na chłodnym drewnie, pozwalając sobie na moment cichej żałoby za tym co mogli mieć. Nie wiedziała nawet ile czasu spędziła stojąc tam bez ruchu, ale kiedy wróciła do kuchni, kawa którą zrobił była już zimna. Musiała o nim zapomnieć, jak najszybciej, o ile w ogóle to możliwe. Czy kiedykolwiek miała przestać czuć jego dłonie powoli sunące po jej ciele? Zapomnieć każdy czuły pocałunek który złożył? Jak tatuaże, były one permanentnie uwiecznione na jej skórze. Każdy kolejny partner miał być już teraz niewystarczający i niezależnie jak idealną jednostkę znajdzie, po prostu nie będzie NIM. Wizja samotności nie była nowa, ale dopiero teraz wydawała się realna. Zrobiła to jednakże z obowiązku wobec niego i wobec siebie, dla kariery i ambicji. I niezależnie od sytuacji, zamierzała wykonywać swoją pracę tak samo jak wcześniej.
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Pon 27 Mar 2023, 15:11

Co on robił w międzyczasie? Flegmatycznie zajął się ubieraniem się, następnie przeszedł się koło półki z oszczędną ilością książek, spoglądając na grzbiety, nazwy i autorów. Z ciekawości zerknął do lodówki, która okazała się rzeczywiście pusta, a w końcu dotarł do ekspresu i tu okazało się, że nieźle umie w mugolski sprzęt. Kawę zaparzył w dwóch kubkach z zamiarem wypicia jej. Nie wychodził pospiesznie, nie uciekał. Czekał. Czekał na cokolwiek, co by ona powiedziała, a dało mu cień szansy, że ona chce czegoś więcej. Czuł gdzieś w środku, że popełni wielki błąd, jeśli wyjdzie stąd i sam też się nie odezwie, ale stłamszony nagłym wrażeniem odtrącenia, szukał pierw potwierdzenia, że nie było to jednostronne. Że nie opuści gardy w pełni niepotrzebnie. Że... Że ona go w ogóle chce.
Odsuwał od siebie myśl, że to, co powiedzieli sobie wcześniej było prawdziwe. Przecież umowy wygasają, mogą ugadać się na aneks informacyjny, że ich relacja nigdy nie wpłynie na to, jak iść będzie kariera. Auror, który nigdy nie miał romansu związanego z pracą nagle miał problem... Bo się zadurzył, w tej pierwszej jego wiedźmie, z którą miał dzielić biurko w Ministerstwie Magii. I nie tylko biurko, bo ich akcje będą wyjątkowo agresywne. Gdyby go teraz spytać o to, czy by się z tego wycofał i odpuścił w barze tę chemię w powietrzu to powiedziałby, że za żadne skarby świata. Że on chce Murphy na swoją kobietę, a przynajmniej żeby ona go chciała i on ją też i będą w tym razem, a nie osobno.
Ona jednak wyszła, a on prosząco przesuwał ślepiami za jej sylwetką. Wiedział, czego chce. Wiedział, że żadna inna kobieta nie da mu tego ognia i intensywności, co ona. Że przy niej mógłby czasem odpuścić dręczącą go maskę niewzruszonego następcy Sharpów. To męczyło. A jak przypomniał sobie jeszcze słowa siostry, która wybijała się spod klatki rodu, zaczynając niestosowne relacje to aż prosiło się, by on w końcu mógł nie tylko postawić się matce. Żeby miał powód by odejść od starych konwenansów i zapewnień, że ktoś wie, co jemu by bardziej pasowało, niż on sam. Przecież, do cholery, był dojrzałym mężczyzną! Ale Lydia nie powiedziała więcej, niż on, nienachalnie odsuwający się ze swoim sercem na dłoni. Zagryzał swoją dolną wargę i można przysiąc, że szedł wolniej, niż normalnie do wyjścia z jej mieszkania. Nawet zamykał drzwi jakoś niechętnie. A jednak zrobił to, a ona nie oponowała. Ani słowem.
Stanął za drzwiami i spojrzał przed siebie bezradnie. Zastanawiał się z jednej strony, co zrobić teraz ze sobą, a z drugiej miał taki misz-masz w głowie, że nie zastanawiał się nad niczym konkretnym. Zerknął przez ramię za siebie, spojrzał na klamkę. Zaciskając szczęki najmocniej, jak potrafił, ruszył się w stronę klatki schodowej. Deportacja to łatwa ucieczka, ale on musiał się momentalnie wyżyć. Agresja wypikowała w nim tak mocno, że nie dało rady pozbyć się wrażenia, że mężczyzna oszalał. Jego brwi ściągnęły się mocno nad oczami, żyła pulsowała gniewnie na skroniach i czole, mina była tak nietęga, że minąwszy kogoś na schodach, szybko ta osoba uciekła, w razie gdyby dziki mag wracał do góry.
I dobrze ta osoba zrobiła. Bo, gdy Lydia stała przy zimnej kawie w kuchni, on wrócił do góry już pieprząc kulturę, teleportował się sprzed jej drzwi do środka, może półtorej metra od niej, więc podmuch pojawienia się tego wariata pufnął w jej twarz. Gdyby teraz znalazł się przed kimś, kogo miałby złapać i doprowadzić do Ministerstwa Magii, istnieje duża szansa, że popełniłby czyny, przez które byłby potem skazany. Gdy jednak stanął tak zeźlony i zacietrzewiony w sobie przed kobietą, która wyzwalała w nim obecnie kaskadę nienazwanych emocji, momentalnie złapał ją za twarz i pocałował, uderzając jej plecami czy miednicą o lodówkę, ścianę, szafkę, cholera wie. Wcałował się w nią tak intensywnie, że zabrało mu tchu. Odsunął się od niej i spojrzał jej w te pieprzone, czekoladowe tęczówki, mówiąc tak, jakby nic nie miało zmienić jego zdania. - Nie będziemy tylko znajomymi z pracy. Rozumiesz to? - Widać było, że nie zniesie sprzeciwu i że jest porządnie zdenerwowany, poruszony. - Nie zgadzam się na to, pieprzyć naszą wczorajszą rozmowę. Nie interesuje mnie, co to jest, ale tak tego nie zakończysz, Murphy. - Nagle nieznacznie złagodniał i uniósł brwi przy nasadzie nosa, kciukiem sunąc po jej wargach. - Nie pozwolę Ci, bo jesteś moją wiedźmą. Tylko moją. - Znów przytknął usta do jej własnych, a następnie opuścił dłonie i westchnąwszy, chyba ochłonął. - No, teraz mogę iść do pracy. - Zarekomendował, jakby jej opinia w tym momencie to w ogóle była mało istotna. Sharp powiedział, Sharp zadecydował.
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Pon 27 Mar 2023, 20:03

Cholerny Sharp ze jego cholernymi błękitnymi oczami, cholernym uśmiechem, cholernymi rękami, a już na pewno cholernym penisem. Może to jej wina że nie powiedziała tego wprost ale ideą jednonocnej przygody było że mają się w sobie nie zadurzyć. Zamiast zgodnego rozstania ona miała teraz przed oczami jego zdradzone spojrzenie wiedząc że nie zapomni tego widoku już nigdy.
Nie wiedziała ile czasu stała nad tą zimną kawą w dwóch kubkach, wpatrując się tępo w ciemny płyn, niepewna czy powinna ją wylać, wypić czy zostawić na blacie jak jakiś żałosny dowód że on tu był, a ona wszystko zniszczyła robiąc rzecz właściwą, w jej mniemaniu. Słysząc trzask teleportacji obróciła się w kierunku dźwięku wyciągając różdżkę i na koronkowe figi Salazara, Sharp miał farta że ich tragiczne pożegnanie obniżyło jej zdolności umysłowe bo normalnie trzasnąłby potylicą w szafki za plecami zanim zdążyłby w ogóle wydać z siebie jakiś dźwięk. Patrzyli na siebie przez ułamek sekundy, on wściekły jak osa, ona zaskoczona i wydzielająca z siebie ogólną aurę smutku i beznadziei, zanim bez ceregieli przyciągnął ją do pocałunku tak intensywnego, że gdy ją wypuścił, ledwo mogła złapać oddech. Jej tyłek przyciśnięty do blatu, z którego dopiero co zabrała te nieszczęsne kubki. Nie zdążyła nawet wtrącić słowa bo najwyraźniej postanowił prowadzić monolog nie pozwalając jej zgłosić najmniejszego sprzeciwu, w sumie całkiem sprytnie odcinając jej ponowne ucieknięcie w kłamstwo. Nie wiedział nawet że ona miała samozaparcie wystarczające tylko na jedno podejście tego dnia, które zostało już wyczerpane. Nikt nie powiedział że jutro nie spróbuje tego samego, na tą chwilę jednakże pozwoliła swojemu sercu trzepotać jak uwięziony łabądź czy inne wyjątkowo agresywne ptactwo. Choć jej twarz, gdy nie była zajęta pocałunkami, wydawała się spokojna, oczy zdradzały rosnące rozbawienie pomieszane z tą charakterystyczną dla niej nutką złośliwości.
Nie pozwolę Ci, bo jesteś moją wiedźmą. Tylko moją.
I jak mogła powiedzieć mu nie, kiedy jej własne serce, głowa, dusza i każda cząstka jestestwa chciały powiedzieć tak. Tak, nie przerywajmy tego. Tak, jestem tylko twoja. Tak, oddawaj usta i nie waż się odsuwać. Skoro i tak przepadła, tak łatwo mu ulegając, a próba odepchnięcia go od siebie już była niesamowicie trudna i bolesna, a także nieudana, równie dobrze mogła dać sobie chwilę szczęścia zanim on się zorientuje że to tragiczny pomysł. Skoro altruizm nie zadziałał, postanowiła być samolubna. Z nieodgadnioną miną, wspięła się na palce i delikatnie wsuwając dłonie w jego włosy przyciągnęła go do jeszcze jednego, niespiesznego pocałunku, niejako dając mu odpowiedź na pytanie którego nawet nie zadał. Bo on stwierdził, zarządził. Jeszcze się kiedyś dowie jak takie akcje się kończą wobec niej, tym razem mu się upiekło tylko dlatego że się z tym zgadzała. Odsunąwszy się oparła swoje czoło o jego klatkę piersiową, przez moment wciąż nic nie mówiąc, zanim zupełnie niespodziewanie sprzedała mu całkiem porządny cios w lewe ramię, a nie próbowała mu przecież zrobić faktycznej krzywdy, potrzebowała tego ramienia.
- Mogłam Cię zabić, ty jeszczurko tępa, co ci przyszło do głowy się tak teleportować? W Ameryce Cię nauczyli takich genialnych taktyk? - mogli już iść do pracy, ale nie mogła pozwolić ujść płazem tak debilnej decyzji, nieważne że podjął ją w emocjach i znów była dzięki niej w jego ramionach. Nie uzgodnili też jeszcze jak to ma w takim razie wyglądać, a improwizacja ewidentnie nie wychodziła im najlepiej. Jeszcze brakowało do tego wszystkiego plotek, komentarzy i problemów ze strony jego rodziny gdy poczta pantoflowa Ministerstwa się uruchomi. Przecież Sędzia Sharp usłyszy o tym w ciągu dwudziestu minut. Nie mogli się w takim stanie pokazać, żadnego wodzenia wzrokiem, ukradkowych uśmiechów, nawet zbyt długich rozmów. Czy ona była w stanie to teraz zrobić? Czy on?
- Będziemy musieli o tym prędzej czy później porozmawiać, mam nadzieję że jesteś tego świadomy - wykonała niejasny gest między nimi, idealne odbicie zupełnie odwrotnych słów które wypowiadała dzień wcześniej: Sharp, to nie jest dobry pomysł. To.
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Wto 28 Mar 2023, 11:48

Mogłaby kłamać do woli. On wiedział swoje i choć nie czytał jej w myślach, czytał wcześniej jej spojrzenie doskonale, rozumiał każdy ruch dłoni czy miednicy, a uśmiechy zapisywał w pamięci, niczym blizny na jej ciele. Była teraz jego własną blizną, która wchodziła tak głęboko w zastałe od braku prawdziwych uczuć serce, że aż klatka go bolała. Dlatego w tym przypływie braku klarownej sytuacji, a raczej braku wizji kontynuowania ich wspólnego "czegoś", postanowił rzucić wszystko na jedną kartę. Najwyżej by go wyśmiała, wyrzuciła z domu i powiedziała, że grała całą noc, korzystając z uciech jego autorstwa. I nic do niego nie czuła. Nie uwierzyłby jej, ale miała jednak prawo zawetowania jego słów. Skoro jednak nie skorzystała z tego, ból otaczający jego ciemne wnętrze nieco zelżał.
Jego nie interesowałoby to, że ten pomysł był dziwny, nietypowy, że właściwie się nie znają, poza fizycznym aspektem i dzikim połączeniem ich pracoholicznych umysłów. On skupił się na tym, że czuł się przy niej tak naturalnie, jak przy żadnej innej wiedźmie kiedykolwiek. I czuł, że to jest... Kurwa, że to jest dobre. I powinno trwać. Pufnął krótko, gdy do uderzyła, spoglądając na nią pobłażliwie. - Nie. Ty tak na mnie działasz. - Stwierdził jednocześnie wątpliwej jakości romantyczny żarcik, choć była to czysta prawda. To ona sprawiła, że lekko zwariował. Lekko? A może nie do końca lekko. Może będzie teraz robił błędy i straci pracę, podwaliny jego jestestwa? Pieprzyć to. Trudno. Jakoś to będzie.
Spojrzał na nią z góry, uśmiechając się blado. Nie rozumiał, co się właśnie stało, czy on właśnie, czy oni.. No własnie. To. Skinął twierdząco na jej słowa. Musieli porozmawiać o tym dziwnym tworze, który się teraz klarował między nimi. - W pracy profesjonalizm. Po pracy... My? Nie nazywajmy tego. Zobaczmy... Co będzie. - Jego twarz złagodniała, jak nigdy wcześniej. Conrad złapał podbródek Lydii, przechylając lekko głowę w bok, jakby mówił do małej dziewczynki. - Może Cię wkurwię i będziesz mnie miała dosyć jutro. Zrozumiem, nie myśl że nie. - Okej, znów zmarszczenie brwi i szybkie spojrzenie po jej twarzy. Skupił się jednak na jej oczach. - Nie chcę, żeby... Żebyś czuła się osaczona. Ale nie wyjdę stąd, jeśli nie zgodzimy się, żeby jednak... Ja pierdolę, czuję się, jak w na VI roku. - Nie wydawał się jednak niezadowolony z faktu, że się zadurzył w niej tak intensywnie. Tak mocno. Jak młody Sharpie, jak uczniak, który dopiero poznaje, jak smakuje relacja z dziewczyną, za którą może wzdychał dłużej, niż się wydawało im obojgu.
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Wto 28 Mar 2023, 15:13

Byli siebie warci, oboje udający twardzieli, o chłodnych analitycznych umysłach, sprowadzeni do ról zakochanych gówniarzy pod wpływem jednego spotkania. Dłońmi obejmowała policzki Conrada, gładząc je kciukami, rysy twarzy łagodniejące z każdą chwilą, jej czekoladowe oczy rozpływające się pod jego spojrzeniem a usta wygięte w uśmiechu, drgające lekko z rozbawienia na jego genialną odpowiedź.
- Czyli mówisz moją prawdziwą bronią przez ten cały czas nie była różdżka? - jeśli myślał że rodzące się między nimi uczucia stępią jej język to się poważnie mylił, możliwe że wręcz odwrotnie, co prowadziło do przemyśleń na temat ich lat szkolnych. Nie dało się wykluczyć opcji, że zadziałali na siebie tak silnie bo tak naprawdę ziarno tego siedziało w nich od dawna ale dzielił ich ocean. Czy mógł to być powód dla którego jego sukcesy frustrowały ją bardziej niż kogokolwiek innego, czemu to wobec niego była bardziej kąśliwa i potrafiła trafić w najczulsze miejsca, poświęciwszy czas i energię na znalezienie tych słabości? Czy gdyby nie wyjechał, znaleźliby się w tej samej sytuacji tylko wcześniej?
Nie znosiła niepewności, nie czuła się dobrze bez planu i jasnej struktury. Z jednej strony potrzebowała czegoś czego mogła się chwycić, z drugiej bojąc się nadawać nazwę temu co działo się między nimi. Byli jednakże tak wyczuleni na siebie nawzajem że nie musiała nic mówić na ten temat.
- Myślę że zdołasz wkurzyć mnie nawet dzisiaj, nie sądzę jednak żebym tak łatwo miała mieć dosyć, Sharp - zmarszczyła lekko brwi, w głębi jej oczu czaiła się ta odrobina strachu, przed porażką, przed nieznanym, przed tym jak szybko wszystko się działo. Tak naprawdę bała się też szczęścia, które czuła że on może jej dać, bała się tej szczerości między nimi, bała się dać temu ponieść bo upadki z wysokości bolą dużo bardziej. Była wręcz przerażona co się stanie kiedy wyjdą z tej magicznej bańki którą zrobili z jej mieszkania. Nawet lata doświadczenia w walce ze strachem i słabością nie wydawały się tu skuteczne. Jak można bać się czegoś tak dobrego?
- Jestem bardziej atrakcyjna niż w szóstej klasie - zauważyła z chytrym uśmiechem, nie wspominając nic o jego atrakcyjności, choć było oczywistym że i on tylko zyskał na tym aspekcie z wiekiem. Żarty żartami, ale on wciąż czekał aż Lydia się określi, wprost. Westchnęła znów chowając twarz w jego klatce piersiowej, na moment wsłuchując się w uderzenia serca jej aurora. Gdy w końcu podniosła głowę by ich spojrzenia się spotkały, miała w oczach znajomy błysk determinacji pomieszany z czułością, który widział minionej nocy więcej niż raz.
- Spróbujmy. Cokolwiek to jest, przekonajmy się gdzie prowadzi - jej mina była poważna, ale nie w ten sam sposób co rano kiedy ukrywała swoje uczucia pod maską, teraz była w szczera i otwarta wobec niego - Sharp, minął tylko jeden dzień, jak to możliwe? - pokręciła głową nie będąc nawet do końca w stanie przekazać co czuje, co ma w głowie. Postanowiła się więc skupić na tym co logiczne, szukając struktury tam gdzie mogła.
- Ale potrzebujemy zasad - mówiła cicho, jednakże z każdym słowem wydawała się bardziej pewna siebie - Ale w pracy ani słowa na ten temat, zero dotykania, trzymamy dystans jak do każdej innej osoby - ciekawe, że tak naprawdę nie była pewna czy sama potrafi się zastosować - Ale przede wszystkim, nie możesz tak na mnie patrzeć, jak mam wykonać jakąkolwiek pracę? - jeśli wcześniej się nie zorientował, teraz już wiedział na pewno że samym spojrzeniem tych cholernych niebieskich oczu zamieniał ją w kompletną papkę.
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Sro 29 Mar 2023, 15:04

Czuł, jak z minuty na minutę spokojnieje. Przed chwilą był gotowy zrównać z ziemią całe Ministerstwo Magii za to, że musi tam pracować, a teraz... Teraz patrzył się w oczy panny Murphy tak, jakby nic innego nie miało sensu bycia. Tylko ona. Wygiął wargi w zastanowieniu i nie czekając długo, pokiwał twierdząco głową. - Nie inaczej. Najbardziej Twoje uda. - Odparł swobodnie frywolnym tonem, bo i on nie miał zamiaru odpuścić ironicznych zaczepek czy jednoznacznych podtekstów w rozmowach z nią. Nie miał też w planach, nawet dalekich, rezygnować z niej, ale nie chciał sztywno się określać. To było intensywne, szybko kiełkujące uczucie, którego trzeba zaznać i poczuć nieco dłużej. Minimalny racjonalizm przez niego przemawiał. Czy byliby razem szybciej, gdyby była taka możliwość? Całkiem prawdopodobne, chyba że by się pozabijali, jeśli nie byłoby to jednak tak intensywne od razu..? Albo przypadkiem byliby w czasie, gdy byli kompletnie niedostępni emocjonalnie, świeżo po zakończeniach związku. Conrad wtedy miał ochotę kompletnie odciąć się od wszystkich ludzi. Całkiem prawdopodobne, że byłby epicko na skraju wkurwu non stop. To jednak jest obecnie mało ważny temat.
Sharp przesunął palcami po kącie żuchwy swojej LUBEJ KURDE BELA, przyglądając się jej ślepiom z należytym zainteresowaniem dla słów, które wypowiadała. Drgnął mu lekko kącik ust, bo w zasadzie to miał wrażenie, że będą się wkurzać non stop i czekał na to niewiarygodnie mocno. On nie był do końca świadomy tego, że mogli być... Szczęśliwi w pełni. Widział chaos. Widział szaleństwo, które ich łączy i które chciał dzielić z nią. Czy spokój i grzeczność z dodatkiem leniwej codzienności była w ogóle w jego wydaniu możliwa? Ciemnowłosy auror był przecież facetem, który długo sobie sam radził i o ile Lydia myślała, że ma surowe mieszkanie to... Ten typ, co właśnie patrzył się w nią, jak w obrazek, nie miał nawet kawy w domu. A sztućce były czyste od kupienia ich. Jedynie prysznic i łóżko były aktywnie używane. To w zasadzie smutne, jak bardzo się ten facet wycofał z życia towarzyskiego, ale on po prostu nie miał na to czasu. Kompletnie. I robił wszystko by taki styl życia utrzymać. A teraz nagle, magicznie zadecydował o zmianie, która mogła mu nieco porobić zmian. To będzie niezła jazda, jak się już wypuszczą w teren z tych czterech kątów.
- A ja niezmiennie piękny. - Uniósł pobłażliwie brwi, bo on przecież mógł sam o sobie wspomnieć z rozbrajającą szczerością. I o swojej boskości niepodważalnej. Jej odpowiedź na kwestię tej próby, która bezsprzecznie była najbardziej spontanicznym czynem Conrada w całym jego życiu, sprawiła, że facetowi zmiękły nogi. Zadowolony, zagryzł lekko wnętrze policzka, próbując się nie zacząć głupkowato cieszyć. To było przecież surrealistyczne odklejenie się od rzeczywistości, a on chętnie skakał w tym kierunku, jak gdyby nigdy nic i jakby żadne konsekwencje ich działań nie miały mieć miejsca. Przesunął palcami po jej plecach, wszędzie gdzie tylko miał dostęp, więc całkiem możliwe, że wpychał łapy i na jej pośladki. - Nie wiem, Lydia... Ale podoba mi się to, że się wróciłem. - Nie mógł kłamać, gdy na nią patrzył. Gdy jednak wspomniała o zasadach, spokojnie czekał na jej dalsze słowa.
Zero dotykania.
Zmarszczył momentalnie brwi i cofnął lekko głowę, jakby obruszony takim stwierdzeniem. Cyknął językiem o podniebienie, a ona mówiła dalej... I on nie rozumiał, czemu ma jej nie dotykać... Czasem. Szarpnął swoją dolną wargę zębami, pochylając się zaraz do jej ust. Spojrzał nieco zamglonym wzrokiem po jej czekoladowych tęczówkach, uśmiechając się złowieszczo. - Aleeeee... Jeśli będę chciał to Cię wezwę na prywatną rozmowę. Albo złapię w kantorku na drugim piętrze. - Musnął jej wargi własnymi ledwo odczuwalnie. - Tam nigdy nikogo nie ma, przysięgam. Słowo Ślizgona. - No diabeł, ewidentnie.
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Lydia Murphy Sro 29 Mar 2023, 18:54

Uda? Zdecydowanie zamierzała zapamiętać tą informację by później wykorzystać w najlepszym momencie. Zdecydowanie też musi zacząć nosić więcej sukienek, skoro akurat ta część ciała miała być dostępna. Ostatecznie oprócz własnego szczęścia musiała, a nawet bardziej chciała, dbać o zadowolenie swojego mężczyzny. Ale nie zamierzała też przesadzać w drugą stronę, najbardziej niepraktyczną opcję, czyli mini pozostawi na specjalne okazje. Jak będzie chciała go wkurzuć lub skłonić do czegoś niedobrego.
Gwałtowne kłótnie i entuzjastyczne godzenie się wydawały się niemal pewne w ich przyszłości. Potrzeba siebie nawzajem i uczucie między nimi pojawiły się tak szybko i rosły w tak szaleńczym tempie, że ciężko spodziewać się stateczności i spokoju, szczególnie kiedy mowa o ich dwójce. Będą się kusić, przekomarzać, stawiać przeszkody, przyciągać i odpychać, ale nigdy nie odwrócą od siebie oczu. Nie tak naprawdę. Krzyżyk na drogę kryminaliście który trafiłby na nieporozumienie między nimi. Może i się bała, ale równocześnie wiedziała że go chce, całego. Z chaosem, szaleństwem, nieużywanymi sztućcami czy bez. Kręciło jej się w głowie jak wtedy gdy w dzieciństwie obracała się szybko dookoła z rękami wyciągniętymi na boki, zupełnie bez kontroli aż upadła. Miała nadzieję że on tam będzie żeby ją złapać jeśli upadnie.
- Cieszę się że wróciłeś - dłońmi sunęła powoli po jego klatce piersiowej, której krzywizny wydawały się jej już znajome, jej usta rozciągnięte w uśmiechu którego jeszcze przez chwilę nie chciała ukrywać - Jestem znakomitym kłamcą, nadal nie wiem jak mnie przejrzałeś - doskonale wiedziała jak, przynajmniej po części. W głębi duszy w ogóle nie chciała żeby ten jej okrutny plan zadziałał ale nie mogła się przed sobą do tego przyznać. Wydawało jej się że gdy przyzna że była jego już w momencie w którym powiedział że chce tylko ją, on się rozpłynie a jej zostanie tylko złamane serce którego tym razem może nie poskładać tak łatwo.
Spojrzenie tych zamglonych niebieskich tęczówek odbierało jej rozum i silną wolę, a przecież miała być stanowcza. Jęknęła cicho zarzucając mu ręce na szyję i skubiąc skórę na jego karku, starała się stanąć na swoim i absolutnie nie myśleć o tym kantorku w którym nikt nie bywa. Otoczona jego zapachem, gdy tak sunął dłońmi po jej plecach i pośladkach, niemal namacalnie mogła sobie wyobrazić ten scenariusz. Doskonale wiedział co robi umieszczając tą opcję w jej głowie, działało to też odpowiednio o czym świadczył fakt że znalazła się jakoś bliżej, muskając lekko jego usta swoimi.
- I co byś zrobił ze mną... W tym kantorku? - spytała unosząc na niego wzrok, który w żadnym stopniu nie był niewinny. Ich ciała stykały się po całej długości wywołując u niej znajome ciepło w podbrzuszu, jej głos obniżył się znacząco. Czy oni gdzieś nie zmierzali? Nie mieli jakiejś pracy do wykonywania? No tak praca. Jedna samotna szara komórka trzymająca się jakiejś logiki i rozsądku postanowiła jednak przejąć władzę w jej umyśle i Murphy odsunęła się trochę do tyłu z rękami uniesionymi jak do aresztowania.
- Właśnie o tym mówię! - jeszcze chwila a zapomniałaby kompletnie o swoich obowiązkach, a to było coś do niej niepodobnego, nawet jeśli oznaczało że jest szczęśliwa i choć raz nie w pracy.
- Przecież to będzie widać na kilometr, Sharp - zacisnęła usta i splotła dłonie, powstrzymując się od wyciągnięcia do niego rąk ponownie - A i tak będą mówić że dostałam przydział przez łóżko. Nie powiem im przecież że przed łóżkiem.
Lydia Murphy
Lydia Murphy
Auror


Urodziny : 16/06/1995
Wiek : 28
Skąd : Londyn
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Conrad Sharp Sro 29 Mar 2023, 21:22

Ktoś by mógł im zarzucić, że spalą się. Spalą, poparzą, odsuną i tyle będzie z ich żywego uczucia. Ale Conrad doskonale czuł, że ona będzie płomieniem dla niego, gdy będzie tego potrzebował, a on będzie żarem dla jej popiołu w gorszych momentach. To w jego oczach miała być unia doskonała i ahhh, jak wiele by stracił, gdyby się jednak nie cofnął do tego pieprzonego mieszkania. Cieszę się, że wróciłeś. Chciał to usłyszeć. Być jeszcze bardziej przekonany, że nie pomylił się, choć przecież już bardziej na sali się nie da przesunąć linii granicznej między JESTEŚMY RAZEM a TO NIE MIAŁO MIEJSCA. Sharpie będzie się musiał wiele w tym wszystkim jeszcze nauczyć. I okiełznać swoją zazdrość. Ale o tym... Innym razem.
- Nie przejrzałem Cię. - Odparł nieco niechętnie, choć zaraz potem uśmiechnął się półgębkiem. - Naprawdę myślałem, że mnie nie chcesz. Ale musiałem wygarnąć Ci, że ja Ciebie chcę. I okazało się, że w nocy ślepy jednak nie byłem. - Że widział wtedy, jak bardzo im się we dwójkę dobrze spędzało wspólne chwile, a potem jeszcze co nieco gadało. Chciał, żeby to trwało zdecydowanie dłużej i poranek w jej chłodnym wydaniu złamał mu serce. Trochę, może chwilowo, ale jednak.
Widząc, jak kobieta odpowiada na jego wodzenie na pokuszenie, nie mógł tego nie kontynuować. Nie chciał przestawać, chociaż jeszcze trochę i poważnie spóźnią się do pracy. A to przecież się im nie zdarzało. On zazwyczaj był przed rozpoczęciem zmiany i powinien się tego trzymać. Szarpnął zębami jej dolną wargę, mrucząc przeciągle, bo właśnie miał jej powiedzieć, jak bardzo by ją w tym kantorku... Uniósł wysoko brwi i spojrzał na nią niemalże specjalnie już przesadnie urokliwie. Zaraz jednak zawadiacko błysnął kłami w ulotnym uśmiechu.
- Nic nie będzie widać. A jeśli będzie to Ci oddam... Sprawę. - Nim się jednak opowiedziała za tym nagłym planem Sharpa, ten zrobił specjalnie wielkie oczy, kopiując jej zaskoczenie tymi słowami. Rozprawiać o tym mogli jednak dopiero w pracy. - Zawsze możemy też mówić, że bzykaliśmy się pierw na kanapie... - Bo przecież robiło to różnicę wielką, nieprawdaż?
- Widzimy się w Ministerstwie. - I teraz cofnął się swobodnie od niej i dopiero deportował. A na rozpoczęciu zmiany byli tam już oboje...

ztx2
Conrad Sharp
Conrad Sharp
Auror


Urodziny : 07/03/1995
Wiek : 29
Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta

Powrót do góry Go down

[4] Empty Re: [4]

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach