Park
+28
Marie Volante
Ana Vedran
Juliette Griffiths
Hyperion Greengrass
Adrienne Cryan
Lilian Davies
Ross Seth Davies
Colette Roshwel
Christopher Gregorovic
Vizmar Black
Owena Blodeuwedd
Nicolas Socha
Samantha Davies
Dymitr Milligan
Aiko Miyazaki
Polly Baldwin
Cole Bronte
Amandine Løvenskiold
Liam Cryan
Francesca Moretti
Mistrz Gry
Miles Gladstone
Roland Fitzpatrick
Rosalie Fitzpatrick
Zachary Devereux
Morwen Blodeuwedd
Vincent Cramer
Konrad Moore
32 posters
Strona 6 z 8
Strona 6 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Park
First topic message reminder :
Choć park początkowo wygląda niepozornie, w okresie gdy kwitną zasadzone w nim wiśnie, zapiera dech w piersiach. Opodal znajduje się niewielki plac zabaw. Wzdłuż alejek znajduje się kilka rzędów drewnianych ławeczek.
Choć park początkowo wygląda niepozornie, w okresie gdy kwitną zasadzone w nim wiśnie, zapiera dech w piersiach. Opodal znajduje się niewielki plac zabaw. Wzdłuż alejek znajduje się kilka rzędów drewnianych ławeczek.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Park
Padało i padało a mimo to Hyperion szedł zamyślony nie przejmując się deszczem, który zdawał się go omijać. Wystarczyło proste zaklęcie aby nie musieć taszczyć parasola. Ale nie to było najdziwniejsze w tej postaci przemierzającej park w zamyśleniu. Najdziwniejsze było to, że w porze późno obiadowej Hyperion spacerował po mugolskim parku! Sam. Zmierzał w kierunku Dziurawego Kotła, ale gdzie był wcześniej tego nikt nie był w stanie powiedzieć. Szedł zamyślony wychodząc na spotkanie pannie Cryan, choć zdawał się jej nie dostrzegać.
Re: Park
Gdyby Anglicy chcieli przesiedzieć tego typu pogodę w domach, musieliby w nich siedzieć całymi dniami. W deszczu nie było już nic nadzwyczajnego. Wszyscy tutaj mieli podobierane parasolki do strojów albo modne kalosze. Nie spotykało się kogoś z naciągniętym kapturem na głowę, albo tym bardziej moknącym. Dlatego widok Hyperiona był taki niecodzienny... Nie przejmując się mugolami, szedł niezrażony, mając na sobie zaklęcie odbijające krople, spadające z nieba. Adrienne nie dostrzegła go od razu, chociaż alejka którą szli była opustoszała. Była zbytnio zajęta omijaniem kałuży i zastanawianiem się nad wycieczką do sklepu. Teraz już nie po ubrania, a przede wszystkim właśnie po jedzenie i coś słodkiego. Potrzebowała tego dzisiaj.
Uniosła wzrok, gdy prawie stanęli na przeciwko siebie. Momentalnie serce aurorki zamarło, a włoski na karku zadrżały. Czy zdąży mu umknąć, zanim spojrzy przed siebie? Czy wypada się przywitać? Tyle ludzi jest na świecie, a on musi się kręcić akurat pod jej domem!
Spanikowała. Przemknęła obok mężczyzny, licząc na to, że jej nie zauważy. Jeśli się obróci... To powie, że go po prostu nie zauważyła. Ulewa nie przykryła zapachu mężczyzny. Kiedy obok niego przechodziła, do jej nozdrzy na krótką chwilę zawitały znajome perfumy. Pachniał ziemią i piżmem. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że idealnie pasowałby do mugolskiego, romantycznego wyobrażenia wilkołaka. Blondynka ścisnęła mocniej parasolkę i przyspieszyła kroku.
Uniosła wzrok, gdy prawie stanęli na przeciwko siebie. Momentalnie serce aurorki zamarło, a włoski na karku zadrżały. Czy zdąży mu umknąć, zanim spojrzy przed siebie? Czy wypada się przywitać? Tyle ludzi jest na świecie, a on musi się kręcić akurat pod jej domem!
Spanikowała. Przemknęła obok mężczyzny, licząc na to, że jej nie zauważy. Jeśli się obróci... To powie, że go po prostu nie zauważyła. Ulewa nie przykryła zapachu mężczyzny. Kiedy obok niego przechodziła, do jej nozdrzy na krótką chwilę zawitały znajome perfumy. Pachniał ziemią i piżmem. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że idealnie pasowałby do mugolskiego, romantycznego wyobrażenia wilkołaka. Blondynka ścisnęła mocniej parasolkę i przyspieszyła kroku.
Re: Park
Hyperion również nie od razu dostrzegł aurorkę. Minę miał skupioną, jakby gorączkowo nad czymś myślał. I myślał. Dopiero kiedy się zrównali jego uwagę przykuły blond włosy przebijające przez parasol dziewczyny. To był ten szczegół, który zawsze przykuwał jego uwagę. Tym razem nie było inaczej, ale Adrienne najzwyczajniej w świecie go wyminęła, gdy skłonił nieco głowę chcąc się przywitać. Odwrócił się na piecie obserwując jak oddala się przyspieszając kroku. Wydawało mu się, ze zaraz pobiegnie. Zaśmiał się sam do siebie. Nie wiedzieć czemu bardzo rozbawiła go ta sytuacja. Rozejrzał się dookoła. Pusto. Żywego ducha. Idealna sytuacja na nagłe zniknięcie niewzbudzające niczyich podejrzeń. W ułamku sekundy aportował się przed blondynką znowu wychodząc jej na przeciw, a właściwie to wyrósł tuż przed nią tarasując jej przejście.
- Dobre maniery nakazują się przywitać, panno Cryan.
- Dobre maniery nakazują się przywitać, panno Cryan.
Re: Park
Myślała, że już jej się udało, aż tu nagle Greengrass pojawił się znikąd. Dosłownie. Naprawdę nie przeszkadzało mu czarowanie na terenach dla nie-czarodziejów? Rozejrzała się nerwowo, ale tak samo jak on wcześniej, nie dostrzegła nikogo w pobliżu. Blondynka na szczęście miała bardziej zdziwioną minę, niż przestraszoną. Dlatego łatwo było jej zagrać z tej pozycji osobę zaskoczoną jego obecnością.
- Och, nie zauważyłam Pana! Przepraszam, witam - Uśmiechnęła się firmowo, przeczesując przy tym włosy w roztargnieniu. Zmierzyła go teraz pytającym wzrokiem. Zachowywała się tak, jakby byli starymi znajomymi i ich burzliwa przeszłość wcale się tak nie potoczyła. No bo jak inaczej reagować? Ignorancja byłaby najprostsza.
- Co Pan tu robi o tej porze? Na pieszo do domu? Do Szkocji kawałek drogi - mrugnęła żartobliwie. Do Dziurawego Kotła też nie było najbliżej. Lepiej było się tam chyba teleportować, ale z drugiej strony... Ta wersja mogła się już okazać prawdziwa. - Więc drink?
- Och, nie zauważyłam Pana! Przepraszam, witam - Uśmiechnęła się firmowo, przeczesując przy tym włosy w roztargnieniu. Zmierzyła go teraz pytającym wzrokiem. Zachowywała się tak, jakby byli starymi znajomymi i ich burzliwa przeszłość wcale się tak nie potoczyła. No bo jak inaczej reagować? Ignorancja byłaby najprostsza.
- Co Pan tu robi o tej porze? Na pieszo do domu? Do Szkocji kawałek drogi - mrugnęła żartobliwie. Do Dziurawego Kotła też nie było najbliżej. Lepiej było się tam chyba teleportować, ale z drugiej strony... Ta wersja mogła się już okazać prawdziwa. - Więc drink?
Re: Park
Czy mu to nie przeszkadzało? Ani trochę. Był panem, rasą wyższą i żaden mugol nie będzie mu mówić co mu wolno a czego nie. Co innego Ministerstwo. Był wysokiej rangi urzędnikiem i musiał sie podporządkować. Nie chciałby przecież, żeby mówiono o tym, że Greengrass świadomie łamie Kodeks Tajności.
Kiedy Adrienne przeczesała włosy Hyperion zmrużył oczy przyglądając się jej z rozkoszą. Och, jak on uwielbiał te złote pukle. Co też było w nich takiego pociągającego, ze każdy Greengrass tracił dla nich głowę? W ich rodzinie kazdy od pokoleń miał ciemne włosy, może to dlatego?
- Załatwiałem pewne sprawy w pobliżu - skłamał gładko. Przecież nie powie jej, że parę chwil wcześniej bardzo miło spędził popołudnie z pewną damą. Cóż, gdyby wiedział, ze wpadnie tu na swoją blondyneczkę na pewno nie zmarnowałby sił dla tamtej. Więc drink?
- Skoro zapraszasz, nie mogę odmówić - uśmiechnął się nieznacznie
Kiedy Adrienne przeczesała włosy Hyperion zmrużył oczy przyglądając się jej z rozkoszą. Och, jak on uwielbiał te złote pukle. Co też było w nich takiego pociągającego, ze każdy Greengrass tracił dla nich głowę? W ich rodzinie kazdy od pokoleń miał ciemne włosy, może to dlatego?
- Załatwiałem pewne sprawy w pobliżu - skłamał gładko. Przecież nie powie jej, że parę chwil wcześniej bardzo miło spędził popołudnie z pewną damą. Cóż, gdyby wiedział, ze wpadnie tu na swoją blondyneczkę na pewno nie zmarnowałby sił dla tamtej. Więc drink?
- Skoro zapraszasz, nie mogę odmówić - uśmiechnął się nieznacznie
Re: Park
Umyślnie odwróciła spojrzenie, kiedy odpowiadał. Zbyt wiele wstydliwych faktów wiązało się z tym człowiekiem. Zastanawiało ją, czy udało mu się zlokalizować tego, kto ich odurzył tamtego felernego dnia. Żałowała? No niezbyt, ale gdyby miała cofnąć czas, sprawiałaby chociaż minimalne wrażenie niedostępnej. Teraz nie zamierzała mu dawać jakiejkolwiek satysfakcji, już nie. Nauczyła się jego reakcji, więc sprawiając wrażenie niezainteresowanej, wkurzy go. Powinna mieć trochę więcej charakteru przetrwania i nie zadzierać z przerażającym Greengrassem, ale nic na to nie poradziła. Taki miała charakterek. Więc będzie udawała teraz, że się rozgląda i nie ma czasu.
- Oj... Nie o to mi chodziło - powiedziała wesoło z najbardziej uroczym uśmieszkiem na jaki było ją stać. Wszystko gra.
- Myślałam, że pan idzie na drinka. Ja idę do domu. Mam jeszcze sporo pracy domowej.
Spojrzała ponad nim na starą kamienicę, w której mieszkała. Tak blisko i ucieknie przed tym magnetyzującym nasieniem. Może jej wyobraźnia za daleko ją ponosiła? Nie, Hyperionowi na pewno nie chodziło jedynie o wspólne spędzenie czasu w barze. Nie daj się. Bo czego tak naprawdę chciała? Żeby poprosił...
- Oj... Nie o to mi chodziło - powiedziała wesoło z najbardziej uroczym uśmieszkiem na jaki było ją stać. Wszystko gra.
- Myślałam, że pan idzie na drinka. Ja idę do domu. Mam jeszcze sporo pracy domowej.
Spojrzała ponad nim na starą kamienicę, w której mieszkała. Tak blisko i ucieknie przed tym magnetyzującym nasieniem. Może jej wyobraźnia za daleko ją ponosiła? Nie, Hyperionowi na pewno nie chodziło jedynie o wspólne spędzenie czasu w barze. Nie daj się. Bo czego tak naprawdę chciała? Żeby poprosił...
Re: Park
Niestety, ale musiał rozczarować pannę Cryan, bo nie udało mu się dojśc do tego, kto mógłby to zrobić. Barman był czysty, jego współpracownik także. Wyglądało więc na to, że albo byli pod wpływem imperiusa albo eliksir był w butelkach już wcześniej, ale wtedy pozostali goście musieliby wykazywać podobne skłonności.
- Picie samemu to żadna przyjemność - wyznał zgodnie z prawdą. Kiedy Adrienne powiedziała, że idzie do domu spoglądając wymownie gdzieś za jego ramię odwrócił się, żeby spojrzeć co też przykuło jej uwagę.
- Mieszkasz tu? - Zapytał z zainteresowaniem badając teren dookoła. - Bardzo... ciekawa dzielnica - uśmiechnął się do niej nieznacznie. Ma prosić? Nieee, on nie prosi, on bierze to czego chce. A chciał jej.
- To może chociaż zaprosisz mnie na kawę? - zapytał. To powinno jej wystarczyć za prośbę.
- Picie samemu to żadna przyjemność - wyznał zgodnie z prawdą. Kiedy Adrienne powiedziała, że idzie do domu spoglądając wymownie gdzieś za jego ramię odwrócił się, żeby spojrzeć co też przykuło jej uwagę.
- Mieszkasz tu? - Zapytał z zainteresowaniem badając teren dookoła. - Bardzo... ciekawa dzielnica - uśmiechnął się do niej nieznacznie. Ma prosić? Nieee, on nie prosi, on bierze to czego chce. A chciał jej.
- To może chociaż zaprosisz mnie na kawę? - zapytał. To powinno jej wystarczyć za prośbę.
Re: Park
Picie samemu to żadna przyjemność
Dziewczyna dostała drobnych rumieńców. Gdyby tylko wiedział jak wyglądają wieczory tej aurorki... Wino, pudełko chusteczek i jakieś bzdury w lokalnej telewizji. Nie widziała w tym nic złego, dopóki alkohol był w butelce. Potem zaczynała się trochę zastanawiać, czy aby na pewno nie ma problemu... Hm.
Kiwnęła krótko głową, kiedy zapytał o jej mieszkanie. Nie było czego się wstydzić. Pozory z zewnątrz zostały zachowane, stara rudera zaraz przy miejskim, opuszczonym parku. Miała nadzieję, że to odstraszy bogacza, ale jednak - chciał wejść.
- Nie wiem czy to będzie odpowiadało Pana standardom - mruknęła z przekąsem, na moment pozbywając się sztucznej maski uprzejmości, którą miała od początku tej rozmowy. Julie powinna już być w domu, ciekawe jak zareaguje na jej gościa. Właściwie... To nie ona powinna się tym przejmować. Nie jest też zobowiązana by poinformować Hyperiona o istnieniu swojej współlokatorki.
Uśmiechnęła się znowu, spoglądając na czarodzieja. Objęła parasolkę oburącz i przystąpiła z nogi na nogę jak podekscytowana dziewczynka.
- Okej, zapraszam na kawę i ciastko.
Uwielbiała się z nim drażnić.
Dziewczyna dostała drobnych rumieńców. Gdyby tylko wiedział jak wyglądają wieczory tej aurorki... Wino, pudełko chusteczek i jakieś bzdury w lokalnej telewizji. Nie widziała w tym nic złego, dopóki alkohol był w butelce. Potem zaczynała się trochę zastanawiać, czy aby na pewno nie ma problemu... Hm.
Kiwnęła krótko głową, kiedy zapytał o jej mieszkanie. Nie było czego się wstydzić. Pozory z zewnątrz zostały zachowane, stara rudera zaraz przy miejskim, opuszczonym parku. Miała nadzieję, że to odstraszy bogacza, ale jednak - chciał wejść.
- Nie wiem czy to będzie odpowiadało Pana standardom - mruknęła z przekąsem, na moment pozbywając się sztucznej maski uprzejmości, którą miała od początku tej rozmowy. Julie powinna już być w domu, ciekawe jak zareaguje na jej gościa. Właściwie... To nie ona powinna się tym przejmować. Nie jest też zobowiązana by poinformować Hyperiona o istnieniu swojej współlokatorki.
Uśmiechnęła się znowu, spoglądając na czarodzieja. Objęła parasolkę oburącz i przystąpiła z nogi na nogę jak podekscytowana dziewczynka.
- Okej, zapraszam na kawę i ciastko.
Uwielbiała się z nim drażnić.
Re: Park
Gdyby tylko wiedział, co jest przyczyną tych rumieńców na pewno by się teraz nie uśmiechnął. Hyperion miał jasne stanowisko co do nałogów. Sam nie palił i nie upijał się, co nie znaczy, że napić się nie lubił. Znał jednak umiar i na próżno szukać go spitego pod stołem.
- Standardy, standardy... W Dziurawym Kotle nie narzekałem - to ostatnie dodał niemal przy jej uchu, gdy pochylił się nurkując pod jej parasolem. Podejrzewał, że mieszkanie aurorki jest w znacznie wyższym standardzie niż pokoje Dziurawego Kotła.
- Kawa w zupełności wystarczy - uśmiechnął się jeszcze raz cały czas przyglądając się jej uważnie niczym tygrys obserwujący swoją ofiarę.
- Standardy, standardy... W Dziurawym Kotle nie narzekałem - to ostatnie dodał niemal przy jej uchu, gdy pochylił się nurkując pod jej parasolem. Podejrzewał, że mieszkanie aurorki jest w znacznie wyższym standardzie niż pokoje Dziurawego Kotła.
- Kawa w zupełności wystarczy - uśmiechnął się jeszcze raz cały czas przyglądając się jej uważnie niczym tygrys obserwujący swoją ofiarę.
Re: Park
Park był pusty. Duża, wolna przestrzeń. A jednak przez nagromadzenie testosteronu na jednej płaszczyźnie można było się udusić. Znowu przeszły ją ciarki po plecach. Będzie tego żałować.
Niewiele myśląc chwyciła mężczyznę pod ramię i przekazała mu parasolkę. Przynajmniej będzie traktowana jak na damę przystało. Zaprowadziła Hyperiona w kierunku kamienicy.
Niewiele myśląc chwyciła mężczyznę pod ramię i przekazała mu parasolkę. Przynajmniej będzie traktowana jak na damę przystało. Zaprowadziła Hyperiona w kierunku kamienicy.
Re: Park
Praktycznie od kiedy tylko Juliette opuściła swoje rodzinne miasteczko, od razu przeniosła się do Rossa. Czy zrobiła to ze względu na list Any? W dużej mierze. Być może to było żałosne z jej strony i zachowywała się jak tchórz, uciekając od niej, ale po prostu nie potrafiła inaczej... Unikała jej, a kiedy już musiała odwiedzić mieszkanie, upewniała się u Ady że jest sama. Wszystko to spadło na nią tak nagle, że nie mogła się z tym pogodzić. Nie potrafiła stanąć z Aną twarzą w twarz i o wszystkim jej powiedzieć. O tym że Ross jej się oświadczył, że oczekują potomstwa, że wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. Oczywiście nie miała pojęcia że ta już o wszystkim wiedziała, że Adrienne wszystko jej powiedziała. Teraz jednak była przekonana że wszystkiego dowiedziała się z Proroka. Ta świadomość przyniosła wyrzuty sumienia. Odwlekała to, ciągle i ciągle... ale jednak Ana powinna się tego dowiedzieć osobiście od Juli.
Tymczasem Juliette postanowiła wyjść trochę na świeżę powietrze i się troszkę przewietrzyć. Jako że Ross był właśnie na uczelni, w domu była sama z Lillian. Dlatego nie myśląc dłużej zawołała najmłodszą Davies i zaproponowała jej wyjście na spacer. Mała ucieszyła się i zaraz potem były już w parku, kierując się w stronę placu zabaw. Podczas gdy dziewczynka pobiegła na huśtawkę, ona usiadła sobie na ławeczkę z boku, skąd miała dobry widok na cały plac zabaw.
Tymczasem Juliette postanowiła wyjść trochę na świeżę powietrze i się troszkę przewietrzyć. Jako że Ross był właśnie na uczelni, w domu była sama z Lillian. Dlatego nie myśląc dłużej zawołała najmłodszą Davies i zaproponowała jej wyjście na spacer. Mała ucieszyła się i zaraz potem były już w parku, kierując się w stronę placu zabaw. Podczas gdy dziewczynka pobiegła na huśtawkę, ona usiadła sobie na ławeczkę z boku, skąd miała dobry widok na cały plac zabaw.
Re: Park
Stuk, suk, stuk... Już z daleka było słychać jej pewny krok w dziesięciocentymetrowych szpilkach z platformą. Właśnie wracała w pracy. W zasadzie jej obecne życie to tylko praca-uczelnia-mieszkanie, gdzie w mieszkaniu siedziała nad stertą papierów i utrzymywała się przy życiu jedynie dzięki kawie. Z Adą nie wchodziły sobie w drogę, ona opłacała grzecznie czynsz i wszystkie rachunki i wszystko wydawało się być w porządku. Wiadomość, że Ross i Julka będą mieć dziecko też była przez nią w miarę przyswojona. W zasadzie ze wszystkim się już pogodziła. Stukanie szpilek było coraz bliżej uszu Juliette i gdy odwróciła głowę w tamtym kierunku mogła zobaczyć dawną Anę. Z włosami związanymi białą wstążką w kucyk, w czarnej rozkloszowanej spódniczce, białej koszuli i płaszczu szarym z dużą torbą na ramieniu i kubkiem kawy w jednej ręce i kluczami w drugiej. Szła jak zwykle pewnym siebie krokiem nie bacząc na to jak nieznośnie głośne są jej buty. Spojrzeniem przeczesywała okolicę do momentu w którym zobaczyła w piaskownicy znajome dziecko. Lillian. Z kim tutaj przyszła? Sama? Nie, to wykluczone. Zaraz też dziewczynka podniosła się i pobiegła w stronę ławki znajdującej się przy ścieżce którą dotychczas kroczyła Vedran. Na widok ciężarnej panny Griffiths klucze upadły głośno na bruk, a ona ze świstem wciągnęła powietrze do płuc. Na pewno ją już Julie widziała. Z pewnością. Schyliła się, zabrała klucze i podeszła, bo przecież nie wypadałoby nie podejść.
- Cześć. - przywitała się cicho, a mała Lil zdążyła się już wdrapać na ławkę i wyciągnąć rączki w jej stronę. Chorwatka podeszła bliżej, pozwoliła małej Davies się przytulić przy okazji mówiąc jej jak to urosła i jak za nią tęskniła. Bo tęskniła. Lubiła Lil. Była bardzo mądrym dzieckiem. Kiedy w końcu dziewczynka ją puściła, Ana przeniosła swój wzrok na przyszłą panią Davies.
- Jak się czujesz? - zapytała z delikatnym uśmiechem bez cienia jakiejkolwiek złośliwości.
- Cześć. - przywitała się cicho, a mała Lil zdążyła się już wdrapać na ławkę i wyciągnąć rączki w jej stronę. Chorwatka podeszła bliżej, pozwoliła małej Davies się przytulić przy okazji mówiąc jej jak to urosła i jak za nią tęskniła. Bo tęskniła. Lubiła Lil. Była bardzo mądrym dzieckiem. Kiedy w końcu dziewczynka ją puściła, Ana przeniosła swój wzrok na przyszłą panią Davies.
- Jak się czujesz? - zapytała z delikatnym uśmiechem bez cienia jakiejkolwiek złośliwości.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Park
Kiedy Ana była coraz bliżej a odgłos obcasów był na tyle głośny, że dotarł już do Julkowych uszu, automatycznie odwróciła głowę w tamtą stronę. I kiedy tylko w nadchodzącej dziewczynie rozpoznała Anę, szybko odwróciła głowę, mając nadzieję że ta jej nie zauważy i po prostu ją minie. Przeniosła wzrok na Lillian, bawiącą się aktualnie w piasku z innymi dziećmi. Gdy Mała podbiegła do niej, żeby o coś tam zapytać, skupiła na niej swoją uwagę, więc nie zorientowała się że stukanie odgłosów zbliżało się coraz bardziej, wyraźnie wskazuję na to, że Ana zmierza w jej stronę. Zorientowała się dopiero kiedy ta stanęła obok i się przywitała.
- Ana... - mruknęła, nie zważając na to co robiła w tym momencie Mała. Utkwiła spojrzenie na swoje buty, a przeniosła go z powrotem na Anę, gdy padło pytanie. Przez chwilę wpatrywała się w nią badawczo, kiedy jednak nie ujrzała niczego, co mogłoby wskazywać na to że Ana zaraz wybuchnie, wreszcie się odezwała.
- Bywało gorzej - powiedziała, tylko nieco głośniej niż jej "przywitanie", a zaraz potem zwróciła się do Lil: - Kochanie, idź pobaw się z dziećmi, dobrze? - młodziutka Davies popatrzyła tylko tęsknie na Anę, ale posłusznie posłuchała Juli, pokiwała główką i wróciła do piaskownicy.
- Usiądziesz? - zapytała, głową wskazując miejsce obok, które właśnie zwolniła Lilly.
- Ana... - mruknęła, nie zważając na to co robiła w tym momencie Mała. Utkwiła spojrzenie na swoje buty, a przeniosła go z powrotem na Anę, gdy padło pytanie. Przez chwilę wpatrywała się w nią badawczo, kiedy jednak nie ujrzała niczego, co mogłoby wskazywać na to że Ana zaraz wybuchnie, wreszcie się odezwała.
- Bywało gorzej - powiedziała, tylko nieco głośniej niż jej "przywitanie", a zaraz potem zwróciła się do Lil: - Kochanie, idź pobaw się z dziećmi, dobrze? - młodziutka Davies popatrzyła tylko tęsknie na Anę, ale posłusznie posłuchała Juli, pokiwała główką i wróciła do piaskownicy.
- Usiądziesz? - zapytała, głową wskazując miejsce obok, które właśnie zwolniła Lilly.
Re: Park
Czuła na sobie bursztynowe tęczówki Lilian, więc przeniosła na nią wzrok uśmiechając się szeroko. Podczas tego czasu kiedy się nie widziały Lily urosła, a jej wzrok był jeszcze mądrzejszy niż przedtem. Przeniosła wzrok na Julie. Ta też urosła. W szerz. Jej brzuch przyciągał co rusz spojrzenie Any która intensywnie zastanawiała się jak do tego doszło, że nosi dziecko mężczyzny z którym przez lata Ana była związana. Niby doszło do tego po odejściu Vedran, ale chyba gdzieś na świecie jest taka niepisana zasada, żeby nie spotykać się z byłymi swoich przyjaciółek, prawda? Bo kiedyś niezaprzeczalnie były przyjaciółkami. A teraz? Teraz były znajomymi z wspólną przeszłością. I nie zamierzała wybuchać. Nie zamierzała krzyczeć na ciężarną, bo nie daj Boże, odejdą jej wody i będzie musiała zabrać ją do szpitala. I wtedy spotka Rossa. A nie chciała go spotykać. Gdy Lil wróciła do innych dzieci brązowowłosa kiwnęła głową, po czym zajęła miejsce obok blondynki kładąc sobie na kolanach swoją skórzaną listonoszkę. Wzięła głęboki wdech i spojrzała przed siebie, na bawiące się dzieci.
- Długo zamierzałaś mnie unikać? Zamierzałaś mi kiedykolwiek powiedzieć? - odezwała się w końcu normalnym tonem przenosząc na nią wzrok. Na jej twarz, nie na wielki brzuch z małym Daviesem w środku. Nie uśmiechała się już ani trochę, tylko patrzyła smutnym wzrokiem. Z jednej strony fajnie, że znalazła sobie odpowiedzialnego faceta. Z drugiej beznadziejnie, że okazał się nim być właśnie ten Ross.
- Długo zamierzałaś mnie unikać? Zamierzałaś mi kiedykolwiek powiedzieć? - odezwała się w końcu normalnym tonem przenosząc na nią wzrok. Na jej twarz, nie na wielki brzuch z małym Daviesem w środku. Nie uśmiechała się już ani trochę, tylko patrzyła smutnym wzrokiem. Z jednej strony fajnie, że znalazła sobie odpowiedzialnego faceta. Z drugiej beznadziejnie, że okazał się nim być właśnie ten Ross.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Park
Juliette też długo się nad tym zastanawiała. I jak jeszcze póki nie było Any, to zdawało jej się to wszystko niczym złym, bo przecież Any nie ma, odeszła, zostawiła wszystko i najprawdopodobniej już nigdy nie wróci. Oj, jak bardzo się myliła. Jednak kiedy Vedran wróciła... wszystko zaczęło się komplikować. Myślała nad tym długimi godzinami, zastanawiając się właśnie nad tym jak mogło w ogóle dojść do tego że zakochała się w Rossie? Miała wyrzuty sumienia... czy to nie śmieszne? Mieć wyrzuty sumienia że się kogoś kocha?
- Nie wiem Ana, naprawdę... wszystko zwaliło się na mnie tak nagle. Ross mi się oświadczył, dowiedziałam się o ciąży, a potem jeszcze twój powrót. Było mi ciężko, nie wiedziałam jak mam Ci o tym wszystkim powiedzieć, dlatego tak to odwlekałam. Bałam się. A teraz... - mówiąc cały ten monolog, wzrok miała utkwiony w bransoletki, którymi właśnie bawiła się drugą ręką. Była zdenerwowana, było to widać i słychać. Wiedziała jednak że to nie pomoże, że to nie złamie Any. - Przepraszam Cię Ana. - mówiąc te słowa, wreszcie zdobyła się na odwagę i popatrzyła prosto w oczy Chorwatce.
- To nie tak powinno wszystko wyglądać... Nie powinnam Cię unikać, powinnaś się o wszystkim dowiedzieć ode mnie. Powinnam mieć odwagę stanąć przed tobą i o wszystkim Ci opowiedzieć. - w dalszym ciągu nie odrywała spojrzenia z tęczówek Vedran. - Schrzaniłam wszystko - przyznała wreszcie, mówiąc to na głos. W końcu nie wytrzymała i odwróciła wzrok. Powiedziała już chyba wszystko co miała jej do powiedzenia. Nie oczekiwała teraz że Ana jej wszystko wybaczy i dziewczyny wskoczą sobie w ramiona... ale jednak było jej lżej na sercu, że wreszcie to wszystko z siebie wyrzuciła.
- Nie wiem Ana, naprawdę... wszystko zwaliło się na mnie tak nagle. Ross mi się oświadczył, dowiedziałam się o ciąży, a potem jeszcze twój powrót. Było mi ciężko, nie wiedziałam jak mam Ci o tym wszystkim powiedzieć, dlatego tak to odwlekałam. Bałam się. A teraz... - mówiąc cały ten monolog, wzrok miała utkwiony w bransoletki, którymi właśnie bawiła się drugą ręką. Była zdenerwowana, było to widać i słychać. Wiedziała jednak że to nie pomoże, że to nie złamie Any. - Przepraszam Cię Ana. - mówiąc te słowa, wreszcie zdobyła się na odwagę i popatrzyła prosto w oczy Chorwatce.
- To nie tak powinno wszystko wyglądać... Nie powinnam Cię unikać, powinnaś się o wszystkim dowiedzieć ode mnie. Powinnam mieć odwagę stanąć przed tobą i o wszystkim Ci opowiedzieć. - w dalszym ciągu nie odrywała spojrzenia z tęczówek Vedran. - Schrzaniłam wszystko - przyznała wreszcie, mówiąc to na głos. W końcu nie wytrzymała i odwróciła wzrok. Powiedziała już chyba wszystko co miała jej do powiedzenia. Nie oczekiwała teraz że Ana jej wszystko wybaczy i dziewczyny wskoczą sobie w ramiona... ale jednak było jej lżej na sercu, że wreszcie to wszystko z siebie wyrzuciła.
Re: Park
Czy nikt nie zakładał jej powrotu? No okej, ona na samym początku też takowego nie zakładała, ale jej plan oznaczony literką C jawnie stanowił o powrocie do bezpiecznego Londynu, do tego małego, studenckiego mieszkanka i do uczelni gdzie mogła dumnie pokazywać wszystkim, że ma talent aurorski po swojej matce i jak tak dalej pójdzie to skończy najlepiej ze wszystkich na roku i do pracy gdzie przespała się z obecnym narzeczonym szefowej, ale to chyba nie problem, prawda? Wtedy nie był jej narzeczonym. I wtedy była mocno pijana. Nie mniej jednak gdy plan A i B nie wypalił, bo każda próba przemieszczania się w mugolskim stylu została wyłapana przez ludzi Adama w oka mgnieniu musiała odrzucić raz na zawsze próbę pozostania Anette White. Nie chciała skończyć jako żona bossa nowojorskiej mafii, a właśnie wszystko wskazywało na taki finał. Dlatego uciekła. Znów. Wróciła do bezpiecznego gniazdka jakim był dla niej Londyn. Wróciła na uczelnię, wróciła do Filii, wróciła do bycia Aną Vedran, córką Luciji Vedran. Znów była ambitną bestią gotową zasiąść na tronie którejś Filii. Nie mniej jednak wciąż pozostawała dwudziestolatką z gamą ludzkich uczuć. Mocno poranionych uczuć.
- Wystarczyło przyjść i powiedzieć: hej Ana! Pamiętasz tego gościa z którym chodziłaś x lat? To jak spierdoliłaś do Ameryki dałam mu dupy i teraz jest moim narzeczonym, bo jestem z nim w ciąży. I wiesz co? Nie miałabym Ci tego za złe. I nadal nie mam Ci tego za złe. W końcu to ja zostawiłam to wszystko. Ale hej! Nie przyszłaś i nie powiedziałaś! Aż tak Wam wszystkim zaszłam za skórę, że nie zasłużyłam na odrobinę prawdy? - klucze w jej dłoniach zaczęły cicho brzęczeć, ale tylko dlatego, że ręce się jej trzęsły. I była wulgarna. Przebywanie w środowisku niezbyt bezpiecznych ludzi sprawiło, że miała momenty w których nie przebierała w słownictwie. Bogaty wokabularz po prostu szedł się jebać. No zdarza się.
- Schrzaniłaś? No nie gadaj! - to już ironia, którą mogła sobie darować, ale mimo wszystko tego nie zrobiła. No cóż, zdarza się.
- Wystarczyło przyjść i powiedzieć: hej Ana! Pamiętasz tego gościa z którym chodziłaś x lat? To jak spierdoliłaś do Ameryki dałam mu dupy i teraz jest moim narzeczonym, bo jestem z nim w ciąży. I wiesz co? Nie miałabym Ci tego za złe. I nadal nie mam Ci tego za złe. W końcu to ja zostawiłam to wszystko. Ale hej! Nie przyszłaś i nie powiedziałaś! Aż tak Wam wszystkim zaszłam za skórę, że nie zasłużyłam na odrobinę prawdy? - klucze w jej dłoniach zaczęły cicho brzęczeć, ale tylko dlatego, że ręce się jej trzęsły. I była wulgarna. Przebywanie w środowisku niezbyt bezpiecznych ludzi sprawiło, że miała momenty w których nie przebierała w słownictwie. Bogaty wokabularz po prostu szedł się jebać. No zdarza się.
- Schrzaniłaś? No nie gadaj! - to już ironia, którą mogła sobie darować, ale mimo wszystko tego nie zrobiła. No cóż, zdarza się.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Park
Początkowo Jula czekała na powrót Any. Tęskniła za nią, brakowało jej towarzystwa Chorwatki. No ale mijały miesiące, a nic nie wskazywało na to że dziewczyna wróci. Zero wieści, żadnego kontaktu, nikt nic nie wie... z czasem i Juliette przestała wierzyć że pewnego razu jak gdyby nigdy nic zobaczy Anę w ich mieszkaniu. Ba! Zastanawiały się nawet z Adą nad znalezieniem nowego współlokatora... No ale wyszło jak wyszło i wszystko obróciło się o 180 stopni, wraz z przyjściem listu od Vedran.
Kolejne słowa studentki, jeszcze mocniej zabolały panienkę Griffiths. Najbardziej zabolało to, że te utwierdziły ją tylko w przekonaniu, jak głupia była że bała się stanąć z Aną twarzą w twarz.
- Naprawdę? Nie masz mi za złe że odbiłam Ci chłopaka? - zapytała a w jej głosie słychać było mieszankę stu różnych uczuć. Ale chyba jednak przeważało niedowierzanie. Niby ciężko tu mówić o odbijaniu, wszak Ana go tak jakby zostawiła, ale jednak... Mimo wszystko jak sobie nad tym dziewczyna myślała i próbowała stawiać siebie w sytuacji Any, była pewna że ona to by się wściekła i to porządnie. No bo przecież mimo ucieczki, Vedran wciąż go kochała... tak przynajmniej wydawało się Jul.
Na pełne ironii słowa Chorwatki, nie odpowiedziała nic. Przez głowę przeszła jej tylko jedna myśl: "Ach, stara dobra Ana". Nie skomentowała ich jednak, gdyż uznała że nie ma takiej potrzeby. Zamiast tego, znów przeniosła spojrzenie na Anę.
- Gdzie się tak właściwie podziewałaś przez cały ten czas? - zagadnęła niepewnie. No bo pozostało jej albo w dalszym ciągu płaszczenie się przed dziewczyną i błaganie jej o wybaczenie, albo spróbowanie przejść na bardziej neutralny temat rozmów. A dodatkowo tak mimo wszystko, Julii się chyba też jakieś wyjaśnienia należą, czyż nie?
Kolejne słowa studentki, jeszcze mocniej zabolały panienkę Griffiths. Najbardziej zabolało to, że te utwierdziły ją tylko w przekonaniu, jak głupia była że bała się stanąć z Aną twarzą w twarz.
- Naprawdę? Nie masz mi za złe że odbiłam Ci chłopaka? - zapytała a w jej głosie słychać było mieszankę stu różnych uczuć. Ale chyba jednak przeważało niedowierzanie. Niby ciężko tu mówić o odbijaniu, wszak Ana go tak jakby zostawiła, ale jednak... Mimo wszystko jak sobie nad tym dziewczyna myślała i próbowała stawiać siebie w sytuacji Any, była pewna że ona to by się wściekła i to porządnie. No bo przecież mimo ucieczki, Vedran wciąż go kochała... tak przynajmniej wydawało się Jul.
Na pełne ironii słowa Chorwatki, nie odpowiedziała nic. Przez głowę przeszła jej tylko jedna myśl: "Ach, stara dobra Ana". Nie skomentowała ich jednak, gdyż uznała że nie ma takiej potrzeby. Zamiast tego, znów przeniosła spojrzenie na Anę.
- Gdzie się tak właściwie podziewałaś przez cały ten czas? - zagadnęła niepewnie. No bo pozostało jej albo w dalszym ciągu płaszczenie się przed dziewczyną i błaganie jej o wybaczenie, albo spróbowanie przejść na bardziej neutralny temat rozmów. A dodatkowo tak mimo wszystko, Julii się chyba też jakieś wyjaśnienia należą, czyż nie?
Re: Park
Słysząc jej pytanie prychnęła niczym urażona kotka. Nie odbiła jej chłopaka, bo w momencie ich zbliżenia już nie był jej chłopakiem.
- Nie. Nawet się cieszę, że Wam się w życiu udało. A raczej cieszyłam się czekając aż sama mi o tym powiesz. - odpowiedziała obracając w palcach klucze od mieszkania i zaraz wsunęła je do kieszeni płaszcza.
- I mi go nie odbiłaś. To ja go zostawiłam. Jeśli mogę mieć pretensje do kogoś, że teraz jesteście razem to tylko do siebie. - dodała cicho spoglądając na nią spod rzęs. I znów spojrzenie z twarzy uciekło na brzuch. A co jeśli by nie uciekła? Może to teraz ona wyglądałaby jakby połknęła ogromną piłkę? Nie, nie, nie. Ana nie chciała mieć dzieci. Nie była ich największą fanka i przerażało ją trochę to co się dzieje w ich głowach. Nie. Dzieciom mówimy nie.
- Byłam w Nowym Jorku. Zmarnowałam ten czas. Udawałam mugolkę, nawet nieźle mi się żyło, ale związałam się z szefem mafii i musiałam uciekać. Znów. I po Francji i Chorwacji zdecydowałam się na powrót do Londynu. I od ostatniego listu żyję po staremu. Uczelnia, praca, dom, treningi biegowe... Nic specjalnego. - odpowiedziała już grzecznie i spokojnie na jej pytanie przyglądając się młodej pannie Davies. Lilian urosła i zdecydowanie zachowywała się bardziej dojrzalej niż zapamiętała ją Ana.
- Nie. Nawet się cieszę, że Wam się w życiu udało. A raczej cieszyłam się czekając aż sama mi o tym powiesz. - odpowiedziała obracając w palcach klucze od mieszkania i zaraz wsunęła je do kieszeni płaszcza.
- I mi go nie odbiłaś. To ja go zostawiłam. Jeśli mogę mieć pretensje do kogoś, że teraz jesteście razem to tylko do siebie. - dodała cicho spoglądając na nią spod rzęs. I znów spojrzenie z twarzy uciekło na brzuch. A co jeśli by nie uciekła? Może to teraz ona wyglądałaby jakby połknęła ogromną piłkę? Nie, nie, nie. Ana nie chciała mieć dzieci. Nie była ich największą fanka i przerażało ją trochę to co się dzieje w ich głowach. Nie. Dzieciom mówimy nie.
- Byłam w Nowym Jorku. Zmarnowałam ten czas. Udawałam mugolkę, nawet nieźle mi się żyło, ale związałam się z szefem mafii i musiałam uciekać. Znów. I po Francji i Chorwacji zdecydowałam się na powrót do Londynu. I od ostatniego listu żyję po staremu. Uczelnia, praca, dom, treningi biegowe... Nic specjalnego. - odpowiedziała już grzecznie i spokojnie na jej pytanie przyglądając się młodej pannie Davies. Lilian urosła i zdecydowanie zachowywała się bardziej dojrzalej niż zapamiętała ją Ana.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Park
- Przepraszam... - wymamrotała, wpatrując się prosto przed siebie, jakby to słowo wypowiedziane już po raz kolejny miało cokolwiek zmienić. No ale było jej teraz naprawdę głupio, że tak oceniła Ane. No ale już nic nie zrobi. Nie cofnie czasu te kilka miesięcy wstecz, żeby osobiście poinformować Anę o wszystkim.
Opowieści Vedranówny słuchała ze zmarszczonymi brwiami. Szef magii? Jeeja, ta dziewczyna to miała zdolność do pakowania się w kłopoty. Opowiadania jednak nie skomentowała ani słowem. Dlatego między dziewczynami na chwilę zapadła cisza, którą jednak Jula wreszcie zdecydowała się przerwać.
- Tęskniłam za tobą wiesz? - wymamrotała, spoglądając na dziewczynę. Dziewczynę którą nazywała kiedyś swoją przyjaciółką... a teraz? Kim właściwie była teraz dla niej Ana?
Opowieści Vedranówny słuchała ze zmarszczonymi brwiami. Szef magii? Jeeja, ta dziewczyna to miała zdolność do pakowania się w kłopoty. Opowiadania jednak nie skomentowała ani słowem. Dlatego między dziewczynami na chwilę zapadła cisza, którą jednak Jula wreszcie zdecydowała się przerwać.
- Tęskniłam za tobą wiesz? - wymamrotała, spoglądając na dziewczynę. Dziewczynę którą nazywała kiedyś swoją przyjaciółką... a teraz? Kim właściwie była teraz dla niej Ana?
Re: Park
-Przestań mnie już przepraszać! - prawie krzyknęła chowając twarz w dłoniach. Dlaczego ta ciągle powtarzała to słowo? To już nie miało najmniejszego znaczenia! Co się stało to się nie odstanie i zdążyła już okazać skruchę. Nie musi odpowiadać na każde wypowiedziane przez Vedranównę zdanie słowem: przepraszam, bo to zaczynało ją już irytować. Co z resztą było po niej widać. Widać było, że każda chwila ciszy sprawia iż każdy mięsień jej ciała i twarzy jeszcze bardziej się napina. Była zła. Na siebie, na nią, na cały ten popieprzony świat i całe to szambo w które niechcący wpadała za każdym razem. Miała już tego wszystkiego dość, była tym zmęczona przez co strasznie się wkurzała. Na siebie. Gdyby Julie nie była w ciąży zapewne zobaczyłaby krzyczącą i rzucającą na oślep obelgami An. Na jej szczęście wyglądała jakby za chwilę miała urodzić przez co Chorwatka zacisnęła mocniej szczękę i nie odezwała się jeszcze. W myślach starała się ułożyć sobie prawidłową odpowiedź. Tyle, że nie znalazła tej prawidłowej odpowiedzi nawet w swojej głowie, przez co zacisnęła dłonie w pięści i oparła o ławkę spoglądając na nią z rezygnacją.
- Wiem. Za to nie wiem czy nadaję się na przyjaciółkę. Teraz. Po tym wszystkim. - odpowiedziała na sam koniec cicho wzdychając.
- Muszę to jeszcze raz przemyśleć, poukładać w głowie. - dodała cicho i wstała z ławeczki. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech kiedy mówiła:
- Za dwadzieścia minut muszę być w pracy. Odezwę się jeszcze, obiecuję. I... pozdrów Rossa. Trzymaj się. - i po tym krótkim pożegnaniu nawet sprzedała jej całusa w policzek i ruszyła szybkim krokiem w kierunku mieszkania, aby tam się szybko przebrać i wrócić do pracy.
- Wiem. Za to nie wiem czy nadaję się na przyjaciółkę. Teraz. Po tym wszystkim. - odpowiedziała na sam koniec cicho wzdychając.
- Muszę to jeszcze raz przemyśleć, poukładać w głowie. - dodała cicho i wstała z ławeczki. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech kiedy mówiła:
- Za dwadzieścia minut muszę być w pracy. Odezwę się jeszcze, obiecuję. I... pozdrów Rossa. Trzymaj się. - i po tym krótkim pożegnaniu nawet sprzedała jej całusa w policzek i ruszyła szybkim krokiem w kierunku mieszkania, aby tam się szybko przebrać i wrócić do pracy.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Park
Wieczór był dość chłodny. Na atramentowym niebie, osnutym groźnie wyglądającymi chmurzyskami, nie było ani śladu gwiazd. Marie, pędząc przed siebie jedną z osiedlowych uliczek, zręcznie pozapinała malutkie guziczki swojego wrzosowego płaszczyka. Była podziębiona i cierpiała z powodu bezsenności, a jednocześnie nie mogła sobie znaleźć nigdzie miejsca. Jedynie chłodny wiatr zdawał się przynosić jej tymczasowe ukojenie. Stukot niebotycznie wysokich szpilek czarownicy ucichł dopiero, gdy ta dotarła do swojej ulubionej ławeczki w miejscowym parku. Dzielnica mieszkalna zdawała się już dawno spać, okolica była pogrążona w błogiej ciszy. Ruda owinęła swoją jedwabną apaszkę wokół smukłej szyi i nie dbając zupełnie o konwenanse, wspięła się na ławeczkę, by przysiąść zgrabnie na jej oparciu. Gdy przymknęła oczy, udało się nawet na chwilę zapomnieć, jak wściekła była, gdy dosłownie kwadrans wcześniej wyszła z domu.
Re: Park
- Nie śpij, bo Cię ukradną - Griffiths również wdrapał się na oparcie ławki, szturchając przy okazji czarownicę łokciem. W ręku wciąż trzymał wezwanie do filii, gdzie miał przesłuchać kilka osob zamieszanych w porwanie noworodka z Munga. Traf chciał, że idąc przez park auror spotkał po drodze nikogo innego, jak swą tymczasową od ponad sześciu miesięcy współlokatorkę. Tydzień, który obiecywał na początku nieco się przeciągnął. Płomiennowłosa uzdrowicielka tak rzadko bywała w swoim domu, że Stan zdążył zapomnieć u kogo właściwie pomieszkuje.
- W tym tygodniu to już na pewno coś wynajmę.
Blondyn przyłożył prawą dłoń do serca, a palce wskazujący i środkowy lewej wzniósł ku niebu w ramach przysięgi, choć sam nawet do końca w to wierzył. Jak zawsze robił jednak dobrą minę do złej gry. Łobuzerski uśmiech znów wykwitł na jego ustach. Wiedział, że uroatować może go jedynie mina zbitego psa, dlatego wsparł podbródek na splecionych dłoniach i zerknął błagalnie na Marie.
- Najpóźniej w przyszłym!
- W tym tygodniu to już na pewno coś wynajmę.
Blondyn przyłożył prawą dłoń do serca, a palce wskazujący i środkowy lewej wzniósł ku niebu w ramach przysięgi, choć sam nawet do końca w to wierzył. Jak zawsze robił jednak dobrą minę do złej gry. Łobuzerski uśmiech znów wykwitł na jego ustach. Wiedział, że uroatować może go jedynie mina zbitego psa, dlatego wsparł podbródek na splecionych dłoniach i zerknął błagalnie na Marie.
- Najpóźniej w przyszłym!
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Park
Te kilka minut w niczym niezmąconej ciszy i paradoksalnie przyjemnym chłodzie wystarczyło, by młoda Francuzka ochłonęła. Nie przeszkadzały jej już wścibskie sąsiadki, kłopotliwe zaproszenie do Paryża ani brak snu. Marie drgnęła niespokojnie, kiedy poczuła najpierw jak ławeczka ugina się pod dodatkowym ciężarem, a następnie śmiałe szturchnięcie, ale gdy tylko rozpoznała niski głos swojego towarzysza, roześmiała się cicho.
- Wtedy musiałbyś mnie uratować! – rozłożyła bezradnie dłonie, posyłając mu wyraźnie rozbawione spojrzenie. Volante nie była chyba najlepszą kandydatką do potencjalnego porwania. Niemal nie miała własnego życia, rzadko kiedy bywała w domu i prawdę mówiąc… od momentu, gdy ktoś zauważyłby jej zniknięcie, minęłoby pewnie kilka dobrych, długich dni; biedak – porywacz z pewnością by zwątpił.
- Stanie Griffiths, gdzie znajdę takiego drugiego kucharza? Jeśli nie uda ci się mnie nauczyć gotować do momentu Twojej wyprowadzki, umrę z głodu – wymamrotała, kręcąc głową w wyrazie dezaprobaty. Mężczyzna był najmniej upierdliwym i jednocześnie najweselszym współlokatorem na jakiego mogła trafić. Przyzwyczaiła się do niego. Przyjemnie było wrócić do domu i mieć z kim napić się piwa.
- Wtedy musiałbyś mnie uratować! – rozłożyła bezradnie dłonie, posyłając mu wyraźnie rozbawione spojrzenie. Volante nie była chyba najlepszą kandydatką do potencjalnego porwania. Niemal nie miała własnego życia, rzadko kiedy bywała w domu i prawdę mówiąc… od momentu, gdy ktoś zauważyłby jej zniknięcie, minęłoby pewnie kilka dobrych, długich dni; biedak – porywacz z pewnością by zwątpił.
- Stanie Griffiths, gdzie znajdę takiego drugiego kucharza? Jeśli nie uda ci się mnie nauczyć gotować do momentu Twojej wyprowadzki, umrę z głodu – wymamrotała, kręcąc głową w wyrazie dezaprobaty. Mężczyzna był najmniej upierdliwym i jednocześnie najweselszym współlokatorem na jakiego mogła trafić. Przyzwyczaiła się do niego. Przyjemnie było wrócić do domu i mieć z kim napić się piwa.
Re: Park
Auror zmarszczył brwi i roześmiał się serdecznie.
- Musiałbym? Wiesz, to zależałoby od tego, co bym z tego miał. Sama sława mnie jednak nie kręci - uniósł rozłożone dłonie, co miało znaczyć mniej więcej tyle, co no co ja na to poradzę. Griffiths nie raz, nie dwa zastanawiał się, czy przypadkiem ta wątła, ognistowłosa istota nie opatetnowała sposobu na żywienie się powietrzem. W domu widywał ją raz na tydzień i to zazwyczaj ucinającą sobie drzemkę w najróżniejszych miejscach.
- A jak pierwszego dnia powiedziałem, że zakochasz się w moich naleśnikach to nie chciałaś mi uwierzyć.
Griffiths jak na mężczyznę radził sobie w kuchni na tyle dobrze, by przyrządzić coś co nie wyglądało i nie smakowało jak węgiel. Kilka potraw, które podsunął kiedyś Marie pod nos były kupione w Dziurawym Kotle i tylko podgrzane przez niego w domu, ale o tym nie musiała już wiedzieć. Dzięki temu mile podłechtała jego próźne, męskie ego. Omal nie wypiął klaty.
- Co jest, biedroneczko? - spytał, ostatnim słowem nawiązując do licznych piegów zdobiących twarz uzdrowicielki.
- Musiałbym? Wiesz, to zależałoby od tego, co bym z tego miał. Sama sława mnie jednak nie kręci - uniósł rozłożone dłonie, co miało znaczyć mniej więcej tyle, co no co ja na to poradzę. Griffiths nie raz, nie dwa zastanawiał się, czy przypadkiem ta wątła, ognistowłosa istota nie opatetnowała sposobu na żywienie się powietrzem. W domu widywał ją raz na tydzień i to zazwyczaj ucinającą sobie drzemkę w najróżniejszych miejscach.
- A jak pierwszego dnia powiedziałem, że zakochasz się w moich naleśnikach to nie chciałaś mi uwierzyć.
Griffiths jak na mężczyznę radził sobie w kuchni na tyle dobrze, by przyrządzić coś co nie wyglądało i nie smakowało jak węgiel. Kilka potraw, które podsunął kiedyś Marie pod nos były kupione w Dziurawym Kotle i tylko podgrzane przez niego w domu, ale o tym nie musiała już wiedzieć. Dzięki temu mile podłechtała jego próźne, męskie ego. Omal nie wypiął klaty.
- Co jest, biedroneczko? - spytał, ostatnim słowem nawiązując do licznych piegów zdobiących twarz uzdrowicielki.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Park
W odpowiedzi na niewrażliwe słowa aurora Francuzka wydęła malinowe wargi w wyrazie niemego oburzenia.
– Moja dozgonna wdzięczność to za mało ? – rzuciła oskarżycielsko, przyglądając się mu spod złowrogo przymrużonych oczu. Dosłownie kilka sekund później jej smukły palec wbił się w przerwę między sąsiednimi dwoma żebrami mężczyzny, co powtórzyło się jeszcze kilkakrotnie. Nieładnie, Griffiths, nieładnie !
- Biedroneczko…? – Volante niemal parsknęła śmiechem, zerkając na profil blondyna. Stan bywał rozbrajający i rozczulający, o czym miała okazję przekonać się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Nadąsane jeszcze przed chwilą serce Rudej wyraźnie zmiękło na tyle, by torturowanie biednego czarodzieja uznała za skończone, przynajmniej tymczasowo. Westchnęła cicho, ponownie wsuwając skostniałe z zimna dłonie do kieszonek wrzosowego płaszcza.
- Mam ochotę na ognistą. Dużo ognistej – odpowiedziała po chwili namysłu z rozbrajającą szczerością.
– Moja dozgonna wdzięczność to za mało ? – rzuciła oskarżycielsko, przyglądając się mu spod złowrogo przymrużonych oczu. Dosłownie kilka sekund później jej smukły palec wbił się w przerwę między sąsiednimi dwoma żebrami mężczyzny, co powtórzyło się jeszcze kilkakrotnie. Nieładnie, Griffiths, nieładnie !
- Biedroneczko…? – Volante niemal parsknęła śmiechem, zerkając na profil blondyna. Stan bywał rozbrajający i rozczulający, o czym miała okazję przekonać się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Nadąsane jeszcze przed chwilą serce Rudej wyraźnie zmiękło na tyle, by torturowanie biednego czarodzieja uznała za skończone, przynajmniej tymczasowo. Westchnęła cicho, ponownie wsuwając skostniałe z zimna dłonie do kieszonek wrzosowego płaszcza.
- Mam ochotę na ognistą. Dużo ognistej – odpowiedziała po chwili namysłu z rozbrajającą szczerością.
Strona 6 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Strona 6 z 8
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach